Thursday 18 April 2013

Isabelka ma 4 lata!!!

Siostrzenica została odebrana, więc udało nam się zrobić zakupy na imprezę. Mąż wybył do Szefowej na noc, podać szklankę wody. Po zabiegu była. Ciotki przybyły grubo po północy.
Można zaczynać maraton.
Lelon oczywiście wyczuł sytuację. Po co w sobotę, dniu przygotowań, położyć się spać i pozwolić kobietom siedzieć w kuchni. Obudzić się o 21 i nie spać do północy, Własnie tego potrzebowałyśmy. Dodatkowo swędzące kropki i wiszenie na mojej nodze, a jeśli nie, to ryk.
Jak nam się udało dotrwać do niedzieli
Impreza
I niedzielę przetrwać, z Lelonem u mojej nogi, albo na moim biodrze.


Oczywiście cały tabun gości twierdzi,  że było wybornie, ale ja, jak zwykle mam niesmak. Że dwie imprezy naraz to nie, bo owszem Lelon całkiem się udał ("pomijając cóżeś mi zrobił ty księdzu niedobry" po polaniu głowy wodą), ale Isunia jakaś taka niedopieszczona, bo miało być dla niej i od miesiąca się o tych urodzinach mówiło.
Ale to ja, nigdy mi się nie dogodzi.
Tak czy inaczej Iss ma już cztery latka i od paru dni a także na parę dni, kolor żółty jest jej ulubionym.



Chyba, że się jest małym skrzatem z Polski i zmywa moje gary. Już wiem jak się czuł szewc, co mu skrzaty w nocy buty uszyły.

Będziemy siedzieć w domu i się kisić. Z Herpesem.
Powiedziała ciotka Izka. Z Herpesem, chyba, że wirus od ospy ma inaczej na imię.
Dogorywałam cały poniedziałek, do drugiej siedziałam w piżamce, dzieci zrzuciłam na barki ciotek. Od czego w końcu są.
Nie do końca nas ukisiło, bo musiałam się ruszyć po zakupy a ciotka Izka uznała, że trochę ruchu nam się przyda. Rozczarowała Małą Iss, bo to nieprawdziwe adventure, kiedy wychodzi się z domu na spacer, po to tylko, żeby zaraz wrócić do domu. Poszliśmy na spacer do domu. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach uzna to za nawet namiastkę adventure.?

Dlatego Koniecznie trzeba nam adventure.
Park będzie chyba dobry. Spacer w ogrodach, kawa w słońcu, husky do towarzystwa i atakujące wiewiórki. Na deser parę minut na huśtawkach. Tylko trzeba tam dotrzeć. Na skróty.



Chodźmy, nie ma co siedzieć w domu.
Nawet jeśli jest tak super i możemy rozmawiać z Isabellą i mieć trzy Izabele.
Karmiłyśmy więc kaczki w środowy wieczór.


A jakby było mi mało przyjemności, szyłam welon na wieczór panieński przyjaciółki ciotki Izz do pierwszej nad ranem.

Koniec przyjemności
 Ciotki wybyły dziś rano.
A poza tym jak zwykle dużo pieczenia, ciast ciastek ciasteczek, hektolitry herbaty i parę litrów kawy, wyprawa na zakupy, długie siedzenie w nocy, wspólne śniadanie i glupotkowe żarty.

I co ja tu robię.

Upiekłam se chleb. Idę spróbować.
Czyli pora wrócić do rzeczywistości.





Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...