Monday 1 April 2013

Wielkanoc

 Nasza kreatywność nie skończyła się na koszyczkach i kartkach. Obowiązkowo trzeba było pomalować jaja i można było wykombinować masę innych rzeczy, gdyby tylko był na to czas. Czas pewnie by był, gdybyśmy się nie szwędali po chałupach.
Cały przedświąteczny tydzień był tak intensywny, że czuję się jakbym uczyniła wiosenne porządki w trzypiętrowym domu i przygotowała święta dla trzypokoleniowej rodziny. A nie, bo wiosny nie ma, więc i porządków też nie, a na święta mieliśmy Easter roast (niczym się nie różni od niedzielnego) i dwa worki jajek z czekolady, których nie robiłam. No i jeszcze babeczki karmelowe z polewą z serka, ale to chwila moment.
W kinie z Mężem byliśmy,dzieci nie chciały spać i biedna Billie miała je na głowie przez cały wieczór i pół nocy.

Odwiedziliśmy Filipa z przedszkola i dostaliśmy kawałek kiełbasy do koszyczka i zrobiliśmy kurczaczka. Jedliśmy obiad u Szefowej i Strączki poczły późno spać.

Malowaliśmy jaja u Emilki ( jedno jajo), Lelon się zdrzemnął bardzo późno więc spać poszedł po 22.00. Zrobiłyśmy więc filcowane jaja z króliczkami, którymi się Iss niestety nie chciała podzielić z ciocią Alinką, która ofiarnie następnego dnia spędziła ponad godzinę na naszej ulubionej Wyspie Skarbów, podczas gdy ja stałam w kolejce do spowiedzi, by dowiedzieć się, że winnam być posłuszna mężowi.
A potem to już była Niedziela Wielkanocna, galop do kościoła, bo zapomniałam pierwszy raz w życiu o zmianie czasu i dwa worki jaj z czekolady.








Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...