Cały przedświąteczny tydzień był tak intensywny, że czuję się jakbym uczyniła wiosenne porządki w trzypiętrowym domu i przygotowała święta dla trzypokoleniowej rodziny. A nie, bo wiosny nie ma, więc i porządków też nie, a na święta mieliśmy Easter roast (niczym się nie różni od niedzielnego) i dwa worki jajek z czekolady, których nie robiłam. No i jeszcze babeczki karmelowe z polewą z serka, ale to chwila moment.
W kinie z Mężem byliśmy,dzieci nie chciały spać i biedna Billie miała je na głowie przez cały wieczór i pół nocy.
Odwiedziliśmy Filipa z przedszkola i dostaliśmy kawałek kiełbasy do koszyczka i zrobiliśmy kurczaczka. Jedliśmy obiad u Szefowej i Strączki poczły późno spać.
Malowaliśmy jaja u Emilki ( jedno jajo), Lelon się zdrzemnął bardzo późno więc spać poszedł po 22.00. Zrobiłyśmy więc filcowane jaja z króliczkami, którymi się Iss niestety nie chciała podzielić z ciocią Alinką, która ofiarnie następnego dnia spędziła ponad godzinę na naszej ulubionej Wyspie Skarbów, podczas gdy ja stałam w kolejce do spowiedzi, by dowiedzieć się, że winnam być posłuszna mężowi.
A potem to już była Niedziela Wielkanocna, galop do kościoła, bo zapomniałam pierwszy raz w życiu o zmianie czasu i dwa worki jaj z czekolady.