Thursday 6 December 2018

Szopki

Do szóstego grudnia trzeba było oddać szopki. Nawet nie wiedziałam, że te szopki będziemy robić, bo jakoś wcale mi się nie chce mocno angażować w zadania domowe dzieci.
Nie dlatego, że ich nie lubię, haha. Po prostu nie mam czasu. Nie czuję świąt, wcale. Czuję za to pracę. W zeszłym roku było to samo. Pracuję, nie wyrabiam się, spinam się i mam nerwa. Odrabiam z dziećmi prace domowe, zaprowadzam na zajęcia i niczego innego nie robię.
Do poniedziałku muszę powiedzieć, czy sukienkę komunijną Isa będzie miała szytą, czy od siostry Antka. Przed wyjazdem nawet nie miałam czasu, żeby się wszystkim, co się po powrocie będzie działo, zająć. Odpuściłam. Dlatego musiałam w niedzielę wstąpić i sukienkę przymierzyć. 
Warszawska rodzina miała się zjawić i nie bardzo wiedziałam, jak zorganizować niedzielę, bo Isa miała też mszę przygotowującą do Komunii. Znów musiałam włączyć mój mózg od logicznego myślenia. 
No i w końcu z warszawską rodziną się nie widziałam, a na przymiarki poszłam w drodze do kościoła. I tutaj wraca wątek szopki, bo Leon powiedział, że on ze swoim najlepszym przyjacielem to on chce szopkę zrobić. Będzie ją robił z tatą Antosia. Yhm. Tyle, że tata Antosia powiedział, że sam to on tego robić nie będzie. I jak będę szła do tego kościoła, to ja mam iść wcześniej, bo szopka na mnie czeka. No i poszło. Sukienka za mała, a szopka prawie skończona. 
Miały tam być elementy świętokrzyskie, patriotyczne i misyjne: Jaskinia Raj, husaria na koniach i hm, gwiazda jako symbol nadziei. To wszystko na konkurs, nawet nie wiem, czy międzyszkolny, czy szkolny.
I plastelinowe figurki. Proszę, jak się Maryja pięknie uśmiecha.

We wtorek podrzuciłam dziecko koleżance i wzięłam Leona, żeby zdjęcie zrobić, bo się synowi mojemu skończyła ważność paszportu, a że ojciec zabiera ich w ferie do Meksyku, nowy paszport trzeba zrobić. Wczoraj dziewczynki  z klasy Isy napadły na moją chałupę, żeby zrobić jeszcze jedną szopkę. Dąb Bartek, orzeł na drzewie i studnia, jako misyjna pomoc. 
Obydwie szopki piękne i mam nadzieję, że praca nasza zostanie doceniona.

Leon mój narzeka na to, że przynoszę mu wstyd.
Prawda jest taka, że nie jesteśmy narodem wylewnym, z reguły, a już na pewno, nie wtedy kiedy trzeba powiedzieć proszę i dziękuję. Szlag mnie trafia, kiedy przytrzymuje komuś drzwi, czy to dziecku, czy dorosłemu, a tu ani dziękuję, ani pocałuj mnie w dupę. Pchają się wychodząc, pchają się wchodząc. Przepuszczam na wąskim chodniku, jakby mu się należało. Kiedyś mruczałam pod nosem, ze proszę bardzo, cała przyjemność po mojej stronie, Teraz mówię głośno, że proszę bardzo, nie trzeba dziękować. Kiedyś w końcu Leon nie zdzierżył. Przestań mamo! Przynosisz mi wstyd. 

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...