Monday 3 August 2020

Lepiej jednak spokojniej

Mogłabym się pewnie rozpisywać, co to się działo i wyprawiało w ten w weekend, który właśnie minął. Pewnie mogłabym pisać dużo i długo, wszak o tym miejscu zawsze można i wiele można. Wolę jednak, żeby po prostu pokazać, co dało mi energię, po rozwalonym piątku.
Wiadomo, że każda sobota to robota (przyjedź dziecko, ogórki będziesz robić. Ogórków nie robiłam, ale inne zajęcie się znalazło). Trochę wiało, obiecałam spacer i plac zabaw, nic z tego nie wyszło. Nic mi się nie chciało, żadnych wyjść. Za to niedziela, hm, wtedy już nie miałam wyjścia. Odrobiłam zaległy sobotni spacer. Leon obrażony, bo on wszędzie z Tobikiem, a Tobika nie ma. Leon musi nad rzekę sprawdzić, czy Tobik tam jest. Przecież pójdziemy po obiedzie! Nie, on musi teraz, bo tam Tobik i koniec, i on musi wiedzieć.
Cóż, nie pierwszy raz miałam spięcie z synem moim uparciuchem i adwokatem (Isa nie grasz na gitarze, nie będę płacić za lekcję, możesz już nie grać w ogóle. Mamo! Isa gra, tylko tak się wczoraj i dziś złożyło, że nie grała, bo coś innego jej wypadło). Tym razem też się nie poddałam i dobrze, bo spotkaliśmy na łąkach właściciela wieży widokowej, jeszcze nie gotowej, który nas oprowadził i opowiedział, gdzie co będzie i jak. 
Pięknie i jeszcze czapla siwa, która zerwała się do lotu.
Popołudniu dla kontrastu poszliśmy nad tę rzekę. Był Tobik, rzecz jasna. Był też tłum ludzi, było głośno i zbyt barwnie. Doceniłam wtedy dwa razy spokój i ciszę z pobliskich łąk. Czyż nie jest to magiczne miejsce?





Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...