Nie wiem, co się dzieje. Winię szkołę, bo tylko z tym wiążą się jej smutkowe stany. Jakby znika na chwil kilka, wraca na małą chwilkę raz na ruski rok.
Winię panią, która w zeszłym roku nie zrobiła nic oprócz opowiadania pedagog szkolnej, jaka to Isunia jest cudowna. Ale nie chciała jakoś poruszyć relacji i emocji w klasie. Po co psuć, skoro z zewnątrz jest pięknie.
Sprawdziłam, pierwszego maila napisałam we wrześniu 2019 roku, tuż przed dniem chłopaka. Proszę w nim o pogadankę o współpracy i tejże wadze między dziećmi w klasie. W odpowiedzi słyszę, że Isa kłamie i jest konfabulantką. Potem sprawa z alfikiem humanistycznym, potem relacje z koleżanką z klasy i obwinianie Isy przez matkę tejże, że ma zły wpływ na tęże. Ale ja się przecież nie wtrącam, niech sobie dzieci same rozwiążą problem. Muszą się uczyć. Isa z tych, co ma focha, może to to.
Trzeba było rozróbę zrobić wtedy, może teraz byłoby już dobrze. Bo teraz komentarze wróciły ze zdwojoną siłą. Właściwie, co ja się tu będę szczypać, jak pamiętnik, to pamiętnik. Ta Oleńka cudowna, która focha przez 3 dni u rodziców moich miała, bo w wiejskim mieście nudno. To właśnie ona przesyła wiadomości, że ja cię tak lubię, ale moja mama cię nie lubi. I: "mamo, ja nie wiem, czy ja dobrze usłyszałam, ale mama Oli mówiła na pizzy, że ona udaje, że mnie nie widzi".
Potem rozmowa ze szkolną pedagog. Pogadanki, trochę lepiej, jakby mniej rozżalona. Potem pandemia, wirusy, zmiany, ograniczenia, ale jakby bez widocznego wpływu. Wakacje cudownie, spokojnie, nawet bez fochów.
Aż do teraz. Kiedy mówię wychowawczyni, że Isa nie chce, słyszę, że dziś zła pogoda, albo, że się dziecko nie umie przestawić na tryb szkolny, po takiej długiej przerwie i nauczaniu szkolnym. Pedagog dekady. Teraz więc, kiedy pyta czy może mi jakoś pomóc, nie mam już jakoś ochoty.
W planie Isy jest rysunek, hip-hop, jest i basen, jest i gitara. Wszystko (oprócz basenu) na własne życzenie. Smutków przed wyjściem nie ma.