Martwiłam się, że już tych świąt nie czuję przecież. Żeby je czuć zaplanowałam robienie kartek świątecznych, ozdób i całej masy, która się ze świętami wiąże. No i co? I nic. Wszystko przelatuje tak, że nie ma czasu. Choć gdybym się przed sobą przyznała, to pewnie chęci nie ma i tyle.
Przymusowy urlop niby powienien sprzyjać, ale nie. Zdalne nauczanie na pewno nie sprzyja. Bardziej wyprowadza z równowagi. Planowanie przedświątecznej codzienności szlag trafil.
Od czasu do czasu orientację poglądową, jakby, sama nazwa, że myślę, od czasu do czasu. Kiedy stanę z boku, żeby się przyjrzeć temu co mam i co się dzieje, zauważam, że składa się to wszystko na "przedświąteczność". Świecące lampki na choince i bombki sprzed kilku lat. Ozdoby świąteczne na konkurs Leonowy, wspólne wino przy choince na prawie koniec roku. Drobnostki niby, takie ważne. Wszystko razem sprawia, że znów czuć ciepło i czeka się na święta. Wzruszenie, łza w oku i ciepło w żołądku. Jeszcze duma, gdyż Isa składała przyrzeczenie i jest już pełnoprawnym harcerzem. Jak to określić? Nie mam pojęcia właściwie. Jak się czuje rodzic, który sam niczego nie przyrzeka, a jednak wie, że jest częścią czegoś ważnego? Na pewno ma nadzieję, że dziecko czuje tak samo mocno, że oto właśnie staje się coś ważnego.
Jendakowoż, w przyszłym roku zamiast smsów będę wysyłać kartki świąteczne. Taki mam plan!