Saturday 26 December 2020

Świąteczny reportaż

Właściwie nie mogę się zebrać do pisania. Kiedyś tyle się działo, samo się pchało na papier.

Teraz? Jakby mniej razem, jakby oddzielnie. Mam zapętlony mózg i mniej bycia razem. Ta głupia pandemia. 

Święta, a ja nadal nie potrafię z siebie wykrzesać ekscytacji. Pisać też mi się nie chce. A przecież Mikołaj przyszedł jak zwykle z grą, dobrze, że nie terenową. Zaangażował całą rodzinę i cóż, ciężko było. Chcę przecież o tym pisać. A jednak nie chce mi się. Wtedy wpadam przecież na pomysł.

Kiedy myślę, reportaż, i wiem, że Isa będzie czytać za parę lat, a może nawet już za parę dni, kiedy najdzie ją ochota, na czytanie i wspominanie, wtedy czuję, że dobrze, tak jest dobrze, że właściwie nadal jest jakiś sens robienia tego i notowania, choć zauważam mniej codzienności. Czyja to wina, hehe.

Czy z wiekiem dzieci robią się leksykalnie mniej urocze? Czy mniej zauważam uroczności w ich leksykalności? 

Niemniej, nie o tym przecież miało być dla potomności mojej, czy dla Isabeli, gdy czytać będzie. O świętach i o tym jak to Mikołaj oszalał, reportaż.

No bo, proszę państwa, niechże mi państwo (czy wielką literą nie winno być?) powie, czy Mikołaj nie oszalał, kiedy przysłał dwie koperty, a w nich zadania, a w zadaniach sza-leń-stwo! No, inaczej to ja tego nazwać nie umiem.

Przyszedł, rzecz jasna nie wiemy kiedy. Nigdy nie wiemy, spryciarz zostawia zadania z prezentami, ale śladów nigdy. Isa cały czas wspomina rok, kiedy dzwonek zadzwonił do drzwi akurat wtedy, kiedy Leo awanturę robił, bo koszuli nie założy. I co? I Mikołaj akurat wtedy przyszedł i nikt nie miał czasu go upolować.

Co zostawił wtedy, jakie zadanie, nie pamiętam. Ważne, że atmosfera zapamiętana.

Co nam zostawił w tym roku? KALAMBURY! Poważnie, przecież mówię.

Kopertę numer jeden wrzucił na choinkę i włączyć mózg od razu kazał. W zestawie pytanie do pokazania lub odgadnięcia i i krzyżówka. Losowaliśmy, kto chciał (ale kto by nie chciał) pytania i tak wypełniała się krzyżówka. Dopiero kiedy krzyżówka się wypełniła, a z nią nowe zadanie, można było przejść dalej. Żeby nie było, wcale to proste nie było, bo jak pokazać renifera, niespecjalnie wydając dźwięki, ja nie potrafiłam, haha.

Zaraz potem szyfr. No proszę ja was, chyba mu się całkiem nudziło temu Mikołajowi, bo żeśmy przykładać podkładkę z dziurkami musieli szyfrowymi na tę krzyżówkę, żeby dojść do tego, dla kogo jaki kolor pudełeczka. Bo! To przecież nie koniec. 

Nie do pomyślenia byłoby tak zwyczajnie. A tak, mamy niezwyczajnie. I proszę etap drugi zabawy. Dla kogo to zabawa, dla tego zabawa! Dla nas na ten przykład przednia. I tak oto, stałam się właścicielką pudełka pomarańczowego, a wraz z nim, właścicielką zestawu znaczników.  8 kokardek i 9 lasek. Dwa prezenty były dla mnie przeznaczone. Dla Leona cztery. Tyle, na załączonym obrazku.

Czyli, jak to było? Numer jeden koperta, numer dwa krzyżówka z zadaniami, numer trzy pudełka, co wyszło spod szyfru, numer cztery prezenty.

Długa to droga była, ale punkt kulminacyjny świątecznego harmidru.

I ciepło i dobrze, bo razem. Czy to będzie hasło mojego nowego roku? Czas pokaże. Nie spieszę się, sprawdzam co będzie.

Wśród całej tej niepewności, dobrze mieć jedną pewność, że Mikołaj nie zawiedzie i zadanie przywiezie. Takie, któremu będziemy potrafili sprostać.

Kiedy patrzę na nasze wspólne zdjęcie świąteczne, myślę sobie, że to takie zwyczajne, że snujemy się po domu, trochę częściej razem czasem osobno, każdy robi to, na co ma ochotę, ale nie skaczemy sobie do gardeł. Nie ma głupich komentarzy, głupich pytań, niezręcznych sytuacji. Nasze święta są ciepłe i pełne bliskości, zrozumienia i mnóstwa wspólnego.

Przed-święta są czasem trudniejsze, ale zapominamy.

I wtedy myślę sobie, jaką jestem szczęściarą, że oni są. I że Mikołaj rok w rok ma pomysł na nową zabawę przychoinkową.





Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...