Sunday 14 February 2021

Czy do szczęścia wystarczy wdzięczność?

Zaplanowałam sobie, że dwa miesiące spędzę w domu. No, może półtorej. Kiedy żegnaliśmy się z tatą w drzwiach pociągu, tuż po feriach zimowych i zapytał, to kiedy jesteście, w następny weekend? odpowiedziałam, półtorej miesiąca. Taki był plan, gdyż chciałam zwyczajnie spokoju.

A tu proszę, moje imieniny, dzwoni babcia, cała we łzach. Ptaszka chciała posłuchać, przewróciła się,  noga spuchnięta. Kiedy mówię, jedź od razu, niech obejrzą, zbywa mnie swoim, dam radę. Potem okazuje się, że noga w gipsie. Tyle byłoby z mojego nie jeżdżenia.

Podzieliłyśmy się trochę, Kasia, jak zawsze od gotowania, zamroziła pół zamrażarki obiadów. Ja od trzepania dywanów i sprzątania.

Tak oto znów pojechaliśmy. Jakie jednak było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to już trzy tygodnie, czyli dwa weekendy, jak z wizytą nie byliśmy. Nie do uwierzenia! Dni lecą jeden za drugim nie wiedzieć kiedy. Czasem przystanę i popatrzę, czasem biegnę nie zwracając uwagi. Kiedy biegam widzę, że nie zauważam. Absurdalnie! Jednak widzę, że coś się przewija i umyka. Notuję na karteczkach, potem zwalniam.

Zapisałam się na terapię z nadzieją, że poznam siebie lepiej i w końcu siebie doceniać. Przyjemnie się rozmawia i szuka przyczyn. Isa też ma swoje spotkania, uczy się asertywności i rozpoznawania przyczyn złości. Dostała rysunek, gdzie może dorysować część ciała potworowi za każdym razem, kiedy się zezłości. Mam trochę radości (co za potwór, nie matka), kiedy słyszę Nie mogę was znieść, a w odpowiedzi mówię Narysuj oko. Nie rysuje za dużo, bo w złości nie ma miejsca na zatrzymanie się, ale liczę, że przyjdzie czas bez złości.

Podekscytowania za to mnóstwo, gdyż aparat na zębach i wybór koloru gumek. Dla mnie jednak przerażające. Jak wytrzymam tydzień marudzenia z bólami ruszających się zębów? A tu co? A tu Bardzo mało marudzę, jak na mnie. Co mnie raduje niezmiernie i daje nadzieję na to, że idziemy ku lepszemu, ku światu bez focha i marudzenia. Choć! Co ja mówię! Piszę właściwie. Nastolatka mi się tu kształtuje pełną gębą, nie ma opcji, żeby bez marudzenia i focha. Ciężka mnie czeka kilkuletnia przeprawa. Nawet przecież do wspólnych zajęć trzeba nakłaniać. Głupi spacer już nie jest ot tak, chodźmy, bo coś porobimy razem. 

Czasem sama nie mam siły i ochoty, czasem przychodzą dni, kiedy myślę sobie, że już nie mam siły taką dzielną być, tak sobie ze wszystkim radzić, tak fantastycznie, tak dobrze i tak bez słowa skargi. Tak skręcać łóżko piętrowe z pomocą przyjaciółek, które euforycznie, słusznie, ale w oparach zadziewienia kupiłam, kiedy okazało się, że alimenty wpływać zaczęły, tak umieć sobie naprawić, przetkać, skręcić, przywiercić, postawić, przestawić, zaplanować i nie zwariować. A jeszcze czas dla siebie na film, na ksiażkę, na serial raz w tygodniu znaleźć. Tak z czyjąś pomocą bym chciała. 

Przychodzą jednak po takim dniu niedziele, kiedy wychodzę na spacer, słońce świeci i czuję wdzięczność. Za to co mam, za to że są, za to co jest. Potem dochodzę do lodospadu i czuję się, jak na wycieczce, we własnym mieście.


Mamo kocham cię, a ty mnie kochasz jak jestem dla ciebie niemiły?

Leon czy wszyscy ludzie sa dla ciebie niemili?

Nie.

A jak myslisz, dlaczego ludzie sa czasami niemili?

Bo są niezadowoleni?

A czemu tak czasem jest?

Bo tak.

A kiedy są niemili, myślisz, że cię nie lubią?

Nie. Są po prostu w złym humorze.

No wlasnie, w złym humorze, i nawet jeśli ktoś jest niemily czasem, nie znaczy że cię nie kocha. I ja wiem, że mnie kochasz.

Wtedy też jest dobrze.

I wtedy kiedy w salonie robię seans kinowy i oglądam z dorosłymi ludźmi Szarlatana, na którego miałam ochotę już dawno temu...

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...