... kiedy nie ma się korkociągu.
Wino otwiera się za pomocą długopisu, "którego nie jest ci żal poświęcić" i kamienia. Tylko trzeba odważnie, jak przy rozwodzie. Mocno kamieniem w długopis. A długopis trzymać mocno. A butelkę niechże trzyma drugi osobnik. Lub osobniczka.
Rzecz miała miejsce, no gdzież mogłaby? W Kielcach. W poniedziałkowe popołudnie, nadal od dzieci wolne wybrałam się na kielecką górkę, skądinąd modną, aby sprawdzić, jak smakuje tam wino z plastikowego kubeczka. Ciiii. Eeem, nie o wino przecie chodziło, a o towarzystwo. Przednie.
Jeśliby kto zapytał, wyprę się, że na górce, z plastikowego kubeczka.
Cały ten tydzień obfitował w "coś nowego", coś czego się nie spodziewałam, albo próbowałam pierwszy raz. We wtorek zgromadziłam nas pięcioro. Osób z klasy licealnej. Trochę czasu mi to zajęło, ale było warto. Poczuć przede wszystkim jak to jest być z ludźmi, którzy niby są obcy, ale widać, że się lubią i przebywanie razem sprawia im przyjemność
Żeby przyjemnie zakończyć tydzień, właściwie w środku tego tygodnia, ale co tam, wybrałam się dwa razy do kina, na dwa filmy, które chciałam zobaczyć, a których na pewno bym nie zobaczyła, gdyby nie wakacje i dzieci u babci. Pierwszy, Moja cudowna Wanda sprawił, że byłam pełna emocji, ale co dziwne, nie czułam ich, jak zwykle boleśnie w całym ciele. Niepojęte to. Drugi, Czarna owca był po prostu feel good movie. I z tym było mi również absolutnie fantastycznie.
Plus ukraińska bułka z mięsem, która smakowała jak bezpieczeństwo. Czeburek, Wikipedia mówi, że jest to pieróg z przaśnego ciasta (z mąki, wody i soli) z mięsnym nadzieniem. Tradycyjna potrawa wielu tureckich i mongolskich ludów. Danie jest także popularne wśród ludów kaukaskich. Tym bardziej jestem urzeczona smakiem. Mówią u nas w domu, że gdzieś, kiedyś, setki lat temu, mongolskie tereny odegrały znaczącą rolę w życiu i dla przyszłości moich przodków, a więc i mnie. Niepojęte to, ale takie fascynujące.