Friday 27 August 2021

Wydzierając ostatnie chwile

Ale tak naprawdę to właściwie dobrze. 
Dobrze, że już wracają. Ale ratunku! Wcale nie jestem na to gotowa. W wymiarze praktycznym. Nadal nie mam pojęcia, jak zaplanować sobie weekdays, żeby weekendy nie zaczynały się od letargu, przechodząc w stan reinkarancji i rekonwalescensji. 
Emocjonalnie, nawet mi ich trochę brakuje. Pomimo tego, że przecież są ze mną w każdy weekend. 

Resztki wolności. Uprawiam spotkania z ludźmi, doświadczam dziwności.

Proszę, wtorek. Wino miało być z koleżankami,a wyszła wystawna kolacja, bardzo rzekłabym oraz tańce.

Proszę, środa. Curry house w Kielcach. Kto by pomyślał, że w takich Kielcach jedzenie, które smakuje, jak w Wielkiejbrytanii, a tam na pewno smakuje jak w Indiach. Logicznie więc, tutaj też, jak w Indiach.
Wchodzimy, podchodzi pani. Zapytujemy, pani odpowiada, chyba po polsku. Konsternacja, bo pani nie z Polski, i wiemy, że jeśli po polsku, to z akcentem, ale nadal nadzieję mamy, że jednak zrozumiałym.
Patrzymy na siebie. W końcu pani pyta, czy angielski. 
Zamawiamy więc indyjskie curry, w kieleckim curry housie, po angielsku.
Ciekawe. 

Proszę, czwartek. Aliss moja. Ryż ciepły z zimnymi warzywami i dodatkami. 


Niby ciekawy, ale jednak nie całkiem.

-Na herbatę pójdziemy gdzie indziej. Może do twojej nowej, ulubionej kawiarni? - Alicja się upewnia.
-???
-Cztery Pory Roku!

A Cztery Pory Roku to miejsce, które będzie naszą miejscówką, gdy zaczniemy umawiać się na herbatki na emeryturze. I na kawałek ciasteczka.

Przy okazji przypomniało mi się, kiedy to zupełnie spontanicznie podczas deptakowego spaceru, Aliss zapytała, czy herbatka z cytrynką teraz w kawiarni, "naszej" za sto lat i small talk tam uprawiałam z paniami, które pracują tam już ponad 30 lat. Przyjemny był to small talk, więc opowiedziałam o nim Urszuli. Zanim doszłyśmy do tego, że mówimy o tym samym miejscu, dostałam historię kieleckich miejscówek i potańcówek oraz tego, gdzie i z kim Urszula za młodych lat na dancingi chodziła. Bo gwiazda to była ta babcia. Tutaj jest akurat zdjęcie baru Mikrus, do którego poszła moja matka, będąc w ciąży ze mną, bo jej się chciało kotleta schabowego z zasmażaną kapustą, a ze była za mało kwaśna, to sobie zrobiła w domu sama. A tutaj, restauracja Świętokrzyska, gdzie właśnie dancingi i brizol z frytkami, pieczarkami i surówką, kiedy pasek z pensją przychodził. Do tego małe piwko w ładnej szklance. A do hotelu Centralnego, też tutaj, moja babcia zabrała moją mamusię na wieczorek zapoznawczy z kandydatem na męża oraz jego tatusiem. A skończyło się tak, że on siedział przy stoliku, a ja tańczyłam z jego bratem rozwodnikiem. Taka to była moja mama, kiedy jeszcze jej się chciało. 

Tak czy inaczej, Cztery Pory Roku jest tam, gdzie kiedyś restauracja Świętokrzyska. 

No i hm, będziemy niedługo śpiewać piosenki na zakończenie wakacji.
A ryż piekny.
A dzieci kiedy przyjechałam do rodziców, nie było. 
I czy ja na pewno jestem gotowa emocjonalnie?

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...