Ale tak naprawdę to właściwie dobrze.
Dobrze, że już wracają. Ale ratunku! Wcale nie jestem na to gotowa. W wymiarze praktycznym. Nadal nie mam pojęcia, jak zaplanować sobie weekdays, żeby weekendy nie zaczynały się od letargu, przechodząc w stan reinkarancji i rekonwalescensji.
Emocjonalnie, nawet mi ich trochę brakuje. Pomimo tego, że przecież są ze mną w każdy weekend.
Resztki wolności. Uprawiam spotkania z ludźmi, doświadczam dziwności.
Proszę, wtorek. Wino miało być z koleżankami,a wyszła wystawna kolacja, bardzo rzekłabym oraz tańce.
Proszę, środa. Curry house w Kielcach. Kto by pomyślał, że w takich Kielcach jedzenie, które smakuje, jak w Wielkiejbrytanii, a tam na pewno smakuje jak w Indiach. Logicznie więc, tutaj też, jak w Indiach.
Wchodzimy, podchodzi pani. Zapytujemy, pani odpowiada, chyba po polsku. Konsternacja, bo pani nie z Polski, i wiemy, że jeśli po polsku, to z akcentem, ale nadal nadzieję mamy, że jednak zrozumiałym.
Patrzymy na siebie. W końcu pani pyta, czy angielski.
Zamawiamy więc indyjskie curry, w kieleckim curry housie, po angielsku.
Ciekawe.
Proszę, czwartek. Aliss moja. Ryż ciepły z zimnymi warzywami i dodatkami.
-Na herbatę pójdziemy gdzie indziej. Może do twojej nowej, ulubionej kawiarni? - Alicja się upewnia.
-???
-Cztery Pory Roku!
A Cztery Pory Roku to miejsce, które będzie naszą miejscówką, gdy zaczniemy umawiać się na herbatki na emeryturze. I na kawałek ciasteczka.
Przy okazji przypomniało mi się, kiedy to zupełnie spontanicznie podczas deptakowego spaceru, Aliss zapytała, czy herbatka z cytrynką teraz w kawiarni, "naszej" za sto lat i small talk tam uprawiałam z paniami, które pracują tam już ponad 30 lat. Przyjemny był to small talk, więc opowiedziałam o nim Urszuli. Zanim doszłyśmy do tego, że mówimy o tym samym miejscu, dostałam historię kieleckich miejscówek i potańcówek oraz tego, gdzie i z kim Urszula za młodych lat na dancingi chodziła. Bo gwiazda to była ta babcia. Tutaj jest akurat zdjęcie baru Mikrus, do którego poszła moja matka, będąc w ciąży ze mną, bo jej się chciało kotleta schabowego z zasmażaną kapustą, a ze była za mało kwaśna, to sobie zrobiła w domu sama. A tutaj, restauracja Świętokrzyska, gdzie właśnie dancingi i brizol z frytkami, pieczarkami i surówką, kiedy pasek z pensją przychodził. Do tego małe piwko w ładnej szklance. A do hotelu Centralnego, też tutaj, moja babcia zabrała moją mamusię na wieczorek zapoznawczy z kandydatem na męża oraz jego tatusiem. A skończyło się tak, że on siedział przy stoliku, a ja tańczyłam z jego bratem rozwodnikiem. Taka to była moja mama, kiedy jeszcze jej się chciało.
Tak czy inaczej, Cztery Pory Roku jest tam, gdzie kiedyś restauracja Świętokrzyska.
No i hm, będziemy niedługo śpiewać piosenki na zakończenie wakacji.
A ryż piekny.
A dzieci kiedy przyjechałam do rodziców, nie było.
I czy ja na pewno jestem gotowa emocjonalnie?