Wednesday 11 August 2021

Odkrycia

Są takie filmy, które ogląda się z popcornem i takie, na które lepiej popcornu nie zabierać, bo słychać każdy szelest.
Dzieci przyjechały do Kielc, planowane na tydzień, koniec końców na trzy dni. Całe szczęście, bo ileż można siedzieć cały dzień w domu, a wychodzić popołudniu tylko? Wiem, że cały, bo dwa dni przesiedziałam z nimi, pracując zdalnie.
Także, kiedy mama zaproponowała, że tata po nich przyjedzie w środę, poczułam, że tak, że tak powinno być. Tyle, że nie dlatego, że jest mi ciasno i proszę, niech jeszcze posiedzą w  Wiślicy, ale dlatego, że wiślicka przestrzeń i kontakty z tamtejszymi dziećmi, to jest coś, co jest niezbędne do normalnego, wakacyjnego funkcjonowania. 
Dwa z trzech wspólnych popołudni wykorzystałam na dziecięce kino. Nie tylko dlatego, że wykorzystujemy to, że są w Kielcach, a kino uwielbiamy, ale dlatego również, że te filmy chciałam obejrzeć albo ja, albo oni. Republika dzieci i Kosmiczny mecz: nowa era.
 
Pierwszy w kinie Moskwa, które lubię bardziej, niż wszelkie multikina i heliosy. Chodziłam tam jako dziecko i już zawsze kino będzie miało taki klimat. Film o dzieciach grali na małej sali. Z nami na niej czteroosobowa rodzina i samotny starszy pan, który pewnie przyszedł ze względu na reżysera, Jana Kolskiego, którego to był pierwszy, acz nie wiem, czy ostatni film dla dzieci.  
Film cichy, słychać więc było szelest każdego wyciąganego małego popcorna. I na taki film z przekąską się nie idzie, gdyż potem przechodzi się męki przyciszania dzieci i kontrolowania momentów wyciągania jedzenia. A choć wiedzą już, że kino to nie jadłodajnia, to takie przewrażliwienia jak ja (całe chyba szczęście) nie mają. Kino to film z popcornem i już.
 
I jakżeż byłam szczęśliwa, następnego dnia, kiedy weszłam na salę multikinową, a tam dziecko na dziecku, a kubełek z kukurydzą na kubełku z kukurydzą, a ja ze świadomością, że nikomu nasz szelest nie będzie przeszkadzał, a bardziej chyba mi to, co będę słyszeć dookoła. 

Trzydniowy pobyt dzieci w domu sprawił również, że spojrzałam na siebie łaskawiej. Dwa pierwsze dni praca zdalna, a i rosółek od mamusi, więc obiad na czas i bez pośpiechu. Dziś już jednak nie zostałam w domu, więc musiałam się przygotować prowiantowo. Wczoraj w ciągu dnia obmyślałam już, co zrobię i jak ogarnę. W drodze z kina planowałam kolejność czynności. Czułam, że zaczynam się napinać i spinać. Koniec końców wyszło, i kolacja, i obiad, i inne takie. Przyszłam dziś do domu, ogarnęłyśmy ortodontę, czekamy na ciotkę. Wszystko na spokojnie. Napięcie puściło, bo wszystko ogarnęłam. Przypomniałam sobie też, że takie napięcie towarzyszyło mi przez cały zeszły rok. Nauka zdalna, nauka niezdalna. Obiad w szkole, obiad w domu. Otwarte, zamknięte. Można, nie można. Odpocznę, nie odpocznę. A wiedza ta otworzyła mi oczy. To nie jest tak, że nie daję rady i jestem umęczona. Mam prawo być umęczona, jeśli cały czas pracuję. Trzeba teraz inaczej podejść do wszystkiego w nowym roku szkolnym, nie pozwolić zmęczeniu się rozpanoszyć. 
Przestać myśleć, że coś jest nie tak, skoro jeszcze nie odpoczęłam wakacyjnie, po roku szkolnym, a tu się wakacje kończą. 

Przy okazji odpustu kupiłyśmy pierścionki. Dla babskiego składu. Duża Iza, Kasia, Wiktoria, Mała Isa, Agnieszka, Urszula. Taki mamy skład. A Leon pyta, czy on też może z nami być, bo on nas kocha.


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...