Muszę się wyprowadzić. Nie, no my się musimy wyprowadzić. Dzieci zabierają za dużo mojego powietrza w tym małym mieszkaniu. Pora pomyśleć o większym. A może i o domu, skoro Isa marzy o psie.
Musisz się teraz przyzwyczaić do dzieci na nowo, lekko szyderczo oświadczyła moja mama, ledwo ledwo przysypując słowa rodzicielską troską. Eee, nie, nie muszę. Muszę się nauczyć oddawać im przestrzeń, i tyle.
Rok szkolny się właśnie rozpoczął, a z jego nadejściem zakończyły moje wakacje.
Czuję się, jakbym właśnie wróciła z kosmosu i uczyła się życia na Ziemi na nowo.
Najpierw nauczę się, że znów jest wszędzie pełno wszystkiego. A potem, że buzie im się nie zamykają.
A potem jakoś pójdzie.
Wczoraj i dziś jeszcze trochę wakacyjnie. Spotkanie z chłopakami, z którymi w angielskich czasach spędzaliśmy często gęsto całe dnie. Anegdotka mała, znamy się 12 lat, a pierwsze spotkanie odbyło się w przychodni, kiedy do płaczącej po szczepieniu Isy mówiłam po polsku, a czekająca w kolejce mama Maćka mnie usłyszała. Na obczyźnie dużo łatwiej zagadać do nieznajomej matki. Tak tam poznałam wszystkie moje koleżanki-matki. I tak już zostało. Teraz widujemy się raz w roku, kiedy przyjeżdżają odwiedzić swoją babcię, która mieszka na tym samym osiedlu. Świat jest jednak całkiem nieduży.
Na osłodę smutków z powodu pozbywania się przestrzeni, poranek z Isabelą.
- Gdyby w szkole mówili coś o tym, że masz złe buty, bo podeszwa ciemna, powiedz, że to tylko dziś, bo ci inne nie wyschły.
- Ale ta podeszwa jest żółta.
-Tak, ale guma wokół jest czarna. Powiedzą ci, żebyś nie dyskutowała, bo jest czarna wokół i już. Dorośli tacy są.
- Tak, tacy są. Ale ty byś tak nie powiedziała.
- No tak, a dlaczego tak myślisz?
-Bo ty jesteś inna. Nie taka, jak wszyscy. Inna niż wszyscy inni dorośli.