Sunday 19 March 2023

Trzy stare nudne i Kasia w pałacach


 17., 18., 19. marca. Trzy dni w Łodzi. Pierwszy poranek. Alicja do budzącego się Leona: Leonku, wstawaj... trzeba maszerować, podbijać Łódź. Leonku wstawaj, Łódź czeka...

Czy muszę dodawać, że w wykonaniu Alicji było to mocno słodko-sarkastyczne?

Trzy stare nudne baby wybrały się na wycieczkę do Łodzi. Trochę, bo mija około pół roku od ostatniego spotkania, trochę, bo nigdy tam nie byłyśmy, a trochę, bo Kasia tam mieszka i jeszcze jej nie odwiedzałyśmy, a trochę, bo Słonina nie widziała się z Kasią od tak jakoś 12 lat. 

Po ile są te pałace? Takie pytanie również padło, kiedy wybierałyśmy noclegownię. Ta, na którą się zdecyowałyśmy w Łodzi była blok w blok przy Kasi oraz z przystępną ceną szła elegancja i piękne zdjęcia.

Wiem co mówię, bo na różne miejsca trafiamy, na surową noclegownię w środku ciemnego lasu, na pokoje u Piłsudskiego, jakby żywcem przeniesione (no tak, tak, lekko przesadzam, wiem), na błyszczące diamentami pokoje, które się ciasnotą potrafiącą mimo wszystko, a może dzięki sprytowi właścicieli pomieścić 11 osób, okazują, niewiele z komfortem mając wspólnego. Także zadowolonam. Opinię na bookingu wystawiłam śliczną.

Te nasze pałace zgrały się świetnie z pałacami i kamienicami łódzkimi. Dni dwóch nie wystarczy, żeby przejść, obejrzeć, podziwiać, a co dopiero dowiedzieć się wszystkiego o tym, kto zbudował, dla kogo, kto mieszkał, do kiedy, jak rozwinął. W życiu bym nie pomyślała, że Łódź ma tyle do zaoferowania turystycznie i jest tak ciekawym miastem. Nie wiem, może dlatego, że architektura zawsze  mnie interesowała. Nie tak, żeby się kształcić i pracować, ale jako forma sztuki. Zdecydowanie bardziej niż obrazy i rzeźby.

Szliśmy trasą skomplikowaną, którą na końcu się okazało można było, a nawet winne byłyśmy ustalić inaczej. Ale skąd mogłam wiedzieć, że Księży Młyn  nie da nam jedzenia i kawy na koniec wyprawy. A cichego protestu Alicji nie słyszałam, kiedy o kawę i siku się dopraszała. 
Z Księżego Młynu, który był na końcu naszej listy wróciliśmy więc do centrum, gdzie pizza na nas czekała, a potem do domu na wieczór z winem. Nie wiem, jak się skończył, bo jak przystało na starą babę, zaległam w posłanie i nie wiem kiedy zasnęłam.

Nasza trasa obejmowała przede wszystkim figurki z bajek z mojego dziecięctwa, które to bajki moje dziatki znają i lubiły, ale żeby się mocno angażować w ich szukanie, to yyyy, no jakby to powiedzieć.

Dlatego refleksja mnie naszła, że być może to resztki już naszych wspólnych wyjazdów, bo im się ze mną już nie chce. Choć jak im mówię, że to już i to koniec i już razem nie, słyszę protesty i nie są one ciche, ledwo słyszalne. One całkiem mocno się w przestrzeni rysują. Więc? Jak to?





Wiele na temat trasy i zabytków nie powiem. Jak zwykle, odsyłam do blogów podróżniczych. Dla mnie to było jedno z ciekawszych doświadczeń. Łódź oddycha przeszłością i teraźniejszością. Wdech-teraz-wydech-kiedyś. Wszystko się łączy i splata, wszysko ma sens. To są oczywiście tylko moje wrażenia turystki, tubylcy może mają inaczej. Ja tam słyszę głosy ludzi, którzy ciężko pracowali, bo inaczej się nie dało, ludzi, którzy osiągnęli coś więcej, bo umieli. Nie słyszę narzekania, słyszę historie ich życia. Trudną, ciemną, jasną, radosną. Kim byli, czego chcieli od życia, czy dostali?

W żadnym innym miejscu takich głosów nie było. W żadnym innych mieszkańcy nie kręcili sie wokół mnie, pieszo, w dorożkach, pokrzykując do siebie, idąc za swoimi sprawami. W żadnym. 



Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...