Sunday 26 March 2023

Dobry czas i kwiatki z bibuły

-Leon, chodź jeść, zupa.
-Jaka?
-Pomidorowa. Na kości zrobiłam, specjalnie dla ciebie, żebyś zjadł, żebyś nie narzekał, że się zjeść nie da. Pomidory są od babci ze słoiczka. Na pewno smakuje jak w Wiślicy, więc nie mów mi, że nie da się jeść.

Mmmmm, jaka dobra, mmmm. Jedzmy! Za szybko takiej dobrej zupy u nas nie będzie!

No i nie wiem, czy mam się wkurzać, denerwować i obrażać, bo Leonowi ostatnio nic nie smakuje.
Pani terapeutka mówi, że tak może być, że taki może być okres, że to nie są problemy, zwyczajnie etap rozwoju.
Świetnie. Znowu coś takiego, nie wiesz, że ja lubię kotlety? Nie możesz chociaż raz kotleta zrobić, jak wiesz, że ja je lubię najbardziej?

Wiecie, kotlet kotletowi nierówny. Nie każdy przejdzie surową ocenę smakosza. Odechciewa mi się. Mój tato też w Wiślicy patrząc na makarony i jednogarnki mruczy pod nosem: no, znów kieleckie obiady. Nie, żeby nie lubił, lubi, czasem se musi tylko pomruczeć.

Zaraz po powrocie z Katowic pojechałam do rodziców, bo dzieci tam miałam już od czwartku. Nie chodzą do szkoły, kiedy mnie w domu nie ma, dlatego tak trudno gdzieś z tymi moimi ludźmi się spotykać. 
Nie tak zaraz wszak, gdyż poczułam się znów bardziej młodo, wszyscy ci ludzie nie mają więcej niż 25 lat, a ja z nimi znów jakieś najwyżej 32. Jak żem się poczuła i zaszalała, to wsiadłam w ostatni możliwy pociąg i w domu byłam o północy. Następnie żem wsiadła w poranny pociąg i do dzieci. I trzeba sobie było przypomnieć, że się jest matką.

W Wiślicy urodziny cioci Kasi, tort różowy, przez Wiki wybrany, wino i klejenie kwiatków na palmy i palm robienie.
Siedzenie przy muzyce, arts and craftach i winie. Ze wszystkimi. Dobry czas. 

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...