Sunday 25 June 2023

Zaraz przed wakacjami. Sto lat niech żije nam!

Ostatni tydzień roku szkolnego.

Leona nie ma w domu. Zniknął z chłopakami. Dobrze, że do szkołyjeszcze chodzi, choć przebąkuje, że moje już nie będzie, bo w ostatnie dni mało kto chodzi. Nieugiętam jednak, gdyż po pierwsze co będzie robił w domu? Wiadomo. Po drugie, takie ostatnie luźne dni są z całej szkoły najważniejsze. 

Oba świadectwa z paskiem. Nie żeby od tego zależało moje czy ich życie, ale miło tak do kolekcji. Ja lubię kolekcje i zestawienia. Na każdym świadectwie wzorowe zachowanie. Na każdym świadectwie także trójka. Nie wiedziałam, że można z trójką, a tu się okazuje wystarczy wysoka średnia.

Po co się tak ludzie mordują i cisną. Siebie wkurzają, dzieci wkurzają, stresują, nie mają czasu na życie i codzienność. Wiem co mówię, bo sama jestem cisnącym rodzicem. Trójki są z matematyki. Tutaj już nie da się cisnąć nie wiadomo jak, tutaj trzeba przysiaść i tłuc zadania. Jak się tego nie lubi, ile można je tłuc? Ja sobie tłukłam będąc podstawówkowieczem, ale lubiłam zadania i satysfakcję. Leon lubi interakcje z chłopakami podczas grania, Isa lubi piesenki i podcasty, i żeby móc leżeć z telefonem. To gdzie tu miejsce na tłuczenie zadań. Chyba, że jest tu miejsce na reformę moich umiejętności macierzyńskich. Czy dre ryja wystarczająco głośno. A nie chcę drzeć. 

Cieszę się, że tak gładko poszło, że końcówka roku nas nie wykończyła. Jestem wdzięczna Isie za to, że znalazła w sobie siłę, żeby mimo wszystko przysiąść. Za to, że po tym "mimo wszystko" dała z siebie jeszcze więcej. Za to, że nie schowała się przed ludźmi. Za to, że siadła z nauczycielami i pozwoliła im zobaczyć kim jest naprawdę, jaką mądrą, inteligentną, złotą dziewczyną jest na co dzień, że szkolny obraz to maska, którą trzeba założyć, że móc tam przetrwać. Leonowi za to, że był cierpliwy, że się nie obraził na świat, za to, że Isa przez pewiem czas musiała być pierwszejsza. 

Zobaczymy co przyniosą wakacje. Obawiam się już teraz, że to nie będą takie jak zawsze luźne wakacje, kiedy sobie robię swoje, zbieram siły, dzieci u mamy, święty spokój.

Czy już mówiłam, że Leon oświadczył razu jednego, że on zostaje w Kielcach. Poczułam przerażenie. Chciałam uciec jak najdalej. Nie uciekłam tylko dlatego, że ustaliliśmy, że będziemy jeden tydzień w Kielcach, jeden w Wiślicy.

A potem dostałam jeszcze jeden tort, tym razem od moich wolontariuszy, którzy przyjechali na nasze ostatnie spotkanie projektowe do Kielc. Śniadanie mieliśmy u mnie w mieszkaniu (Agusia, a kiedy Ty kupiłaś takie duże mieszkanie? Co nie?), łaziliśmy po mieście, zjedliśmy deszczowy piknik na Kadzielni. Było jakoś tak szybko, ale jednocześnie mało intensywnie. Bardziej na zasadzie wspólnego połażenia niż poznawania siebie. Może już nie trzeba? A może większość jest już myślami w nowym miejscu? Dla każdego z nas zaczyna się nowy rozdział, w jakiś sposób. 

Mieliśmy się nie spotykać, ale chyba dobrze im robią nasze zjazdy, bo jeden z nich zaproponował jeszcze jedno ostatnie, kiedy się obraziłam i powiedziałam basta! Wymyślił trasę, do której dodałam kilka swoich miejsc, znalazł jadłodajnię i proszę bardzo, Kielce zobaczone. 

A świeczki na klatce schodowej zapalane. Piszę do nich, dajcie znać, jak wyjdziecie z apartamentu, żebym wiedziała, na którą dokładnie to śniadanie dla was. Aha, okej, tak damy znać. 

Agnieszka, wychodzimy. Ok, myślę sobie, za pł godziny będą, herbata, bułeczki. Czekam i czekam i czekam. Nie ma i nie ma. Godzina minęła, może nawet więcej. Piszą, że zaraz będą. Drzwi otwieram, wpuszczam. Aga, Aga, Aga! Odwracam się i co widzę i słyszę? Stooooo laaaaat, stooooo laaaat! Niech żije, żije nam!!!





Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...