Monday 5 September 2016

Numer

Mówią, że wykręciłam niezły numer. Niektórzy, że świruska jestem.
Ano. Nie kupiłam biletu powrotnego do UK, a więc jakby siłą rzeczy, nie wróciłam tam.
Powodów bezpośrednich było... jeden. Że już nie mogę, nie chcę, że choćby mnie wołami ciągnęli, nie polecę, do samolotu nie wsiądę, nie dam rady i koniec.
Kamień z serca, a raczej z klatki piersiowej mi spadł, kiedy w końcu głośno powiedziałam, że tak, że już, że wystarczy, i że nie dla mnie ten piękny kraj miodem i mlekiem płynący, nad którym każdy rozpływa się w peanach, a już na pewno ten każdy, który nigdy nie mieszkał tam, ani na żadnej innej emigracji.

Nie powiem, kraj piękny, przyjazny obywatelowi. Nad zasadnością i łatwością mieszkania w nim, tomy można pisać.
Ale, jeśli komuś nie jest pisane, to nie jest.
Niech będzie, że mój czas angielski się kończy, zamykam rozdział i jest mi z tym dobrze.
Tak, jak mój norweski czas skończył się po półtorej roku i więcej nie potrzebowałam.

Mam wątpliwości. Dużo, nawet więcej. Do tego stopnia, że strach, który mnie paraliżował na myśl o pozostaniu w UK i "ułożeniu" tam sobie życia, nagle sparaliżował mi umysł tutaj.
Nic mi się nie podoba. Wszystko mi się nie podoba.
Co więcej, nie mam z kim dzielić szczęścia wyemigrowania do Polski, bo małżonek mój zdecydował, że do Polski, to on nigdy. Sama więc z dziećmi tu będę.
Tym trudniej się cieszyć i nie bać się.
Tym łatwiej wszystkim się martwić.

Powtarzam sobie więc, że po pierwsze tego chciałam, po drugie, przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka.
Tam też nauczyłam się lubić inne życie.

Do szkoły dzieci poszłam zapisać na ten przykład.
Szkoła taka polska, z innymi zasadami, bez kolorowych ścian, bez mnóstwa rozwieszonych obrazków, pomocy dydaktycznych, literek, itd. Weszłam, popłakałam się.
Ławki pamiętają chyba czasy,  kiedy ciocia Iza się uczyła. Tablica czarna, opuszczana, jak z bajki o Plastusiu.
O rety, co ja zrobiłam, czy będzie lepiej, czy wystarczy im to, czego się nauczą. Czy Polska im wystarczy? Kurcze i znów muszę sobie powtarzać i tłumaczyć.
A jeszcze parę lat temu, gdy wysyłałam Isę do przedszkola płakałam, że taka straszna ta sala, a potem, że ma 4 lata i już musi się uczyć, że jej dzieciństwo zabrali. A jeszcze niedawno bardzo nie chciałam Leona do zerówki wysyłać. I mam przecież to, czego chciałam.

Wyprawka do przedszkola. 265 zł. Zestaw Tropiciel, 125, 00, a dodatkowo 5 bloków rysunkowych, 3 bloki papieru kolorowego, 3 bloki tektury kolorowej, 4 opakowania plasteliny, farbki, dwa pędzelki, 4 kleje duże, trzy opakowania kredek Lyra (bo dzieci non stop strugają, wystrugają całe trzy opakowania przez cały rok szkolny), nożyczki, 3 ręczniki papierowe (na miesiąc).
O rety, co ja narobiłam, dziecko tam oddałam do szkoły, w nosie miałam, czy mają, czy nie mają. Szkoła miała, dziecko przynosiło kserówki. Pieniędzy nie wydawałam.

Ale patrzę na moje dzieci i widzę, że są szczęśliwe. Isa wraca do domu bez focha. Nie marudzi, że do szkoły musi iść. Leon włóczy się po podwórku, wyprawy z Isą organizują, z domu wychodzą i nie mają ograniczeń. Nie zastanawiam się, czy ktoś ich za rogiem porwie. Inna sprawa, na razie siedzimy u babci. Docelowo mamy jakieś większe miasto. Może tam będzie inaczej, tego nie wiem.

Isa czasem tęskni za Zosią, najlepszą przyjaciółką z klasy. Za krajem angielskim i tym, co tam miała nic nie mówi. Wnioskuję, że nie tęskni. Mówi tylko, że skoro mamie będzie lepiej tutaj, to jej też będzie lepiej tutaj.
Bardzo mam mądre dziecko.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...