Tuesday 1 November 2016

O nowych starych tradycjach

Kupiłyśmy dynię, wszak Halloween od paru dobrych lat obchodzimy, dlaczego nie mielibyśmy tego robić w Polsce?
Dynia jak stała, tak stoi. Czy może leży?
Przygotowania do rodzinnego nalotu na okoliczność Wszystkich Świętych całkiem zdominowały życie rodzinne.
Po cukierki nie poszliśmy, dyni nie wyrzeźbiliśmy, stroje nie były szyte, zamieszania wokół  imprezy nie było.
Przy okazji jeszcze babcia pojechała do miastowego szpitala na konsultacje oczne, a Isa miała umówioną wizytę u dentysty, która się zresztą nie odbyła, bo gabinet był zamknięty, o czym poinformowano mnie lakonicznym smsem o treści "dzisiaj gabinet nieczynny", 18 minut przed umówioną wizytą.
Do czegoś takiego się nie przyzwyczaję. Choć dziwne to, bo panie z gabinetu są super fajne.
Dzięki temu nieoczekiwanemu zwrotowi wydarzeń mogliśmy w spokoju zjeść dwie olbrzymie porcje frytek w zakładzie żywienia publicznego, o co Isa już od dłuższego czasu bardzo prosi.

Tradycją rodzinną jest przygotowywanie stosu gołąbków. 1 listopada zawsze będzie świętem gołąbkowym, a świadomość, że może się nie zdążyć tych gołąbków przygotować paraliżuje myśli i czyny. 
Koniec końców oczywiście wszystko jest na czas i na miejscu, ale popanikować czasami wypada.
Kiedy rodzina się rozjechała pojechaliśmy zobaczyć jak cmentarz wygląda w nocy.

Dla Leona była to świetna okazja by poćwiczyć bycie Ninja i bieganie przez przeszkody.
A jeszcze rano wychodząc z kaplicy, gdzie leżą moi dziadkowie i pradziadkowie przytulił się do babci i zapytał, czy jej przykro, że ich już nie ma, a potem "a wy, kiedy zginiecie?"
I o ile łatwiej rozmawiać z dziećmi o śmierci, kiedy jest mniej abstrakcyjna, w takim miejscu.
 

Święta świętami, życie toczy się dalej.
Oglądamy za dużo bajek, jemy za dużo cukierków.
Wprowadziliśmy, razem, zasady. Co drugi dzień bajka, co drugi dzień cukierek.
W pierwszy bez-bajkowy dzień rano awantura. "To chyba ty to ustalałaś beze mnie, ja nie pamiętam, żebym się zgadzała!!!"

Następnego bez-bajkowego dnia Isa poszła do sąsiada kolegi. Założyłam, że jeśli będzie tam oglądać telewizję, na pewno mi powie.
I nie myliłam się.
Przychodzi do domu z zatroskaną miną i rzecze: Mamo, mamo, coś bardzo złego się stało. Dzisiaj babcia kolegi wysłała nas na telewizję, ale ja jej powiedziałam, że ja nie mogę, a ona powiedziała, żebym poszła oglądać, bo matka i tak się nie dowie, czy to bardzo źle, że ja oglądałam tam bajki, chociaż dzisiaj nie mogłam??? na jednym wdechu.

No i na koniec perełka pertraktacji.
Ciocia pojechała do Francji na wycieczkę. Isa też chciałaby.
Ale, że u mnie z zasobami na wycieczki krucho, odmówiłam.
Od cioci Kasi możesz wziąć, słyszę.
Że nie mogę, bo na przyjemności nie mogę zawsze od cioci, babci i dziadka brać, tłumaczę.
A jak do rodziny przyjeżdżasz, to jest przyjemność?
No jest.
No to jak od cioci Kasi na bilet do Polski dostajesz to to jest przyjemność. To na przyjemność bierzesz...
Chytra lisiczka... 

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...