Tuesday 17 January 2017

Krwi polska

W ostatnim wywiadzie z premier oświaty, który ogądałam w Dzień Dobry TVN (tak, tak, telewizja śniadaniowa do kawy) usłyszałam, że planowana reforma jest bardzo szlachetna. A nie wiem. Chyba nie mnie jest się wypowiadać na ten temat, ponieważ nie byłam częścią tego systemu przez kilkanaście lat. Poznałam tez inny system, troszeczkę.
Słyszałam od ludzi, że gimnazja to nie był dobry pomysł oraz, że licea niewiele młodzieży dają.
Zdania jak zwykle są podzielone. Ponieważ nikt  z mojego otoczenia nie lubi obecnie rządzących, jakby siłą rzeczy krytykuje się wszystko. Także i reformę oświatową.
 Kanał który ogląda się u nas w domu, też jest jakby opozycją, więc wystawiam się na pranie mózgu, żeby "ich" nie lubić.
Od czasu do czasu rzucam okiem na wiadomości od rządzących.
Wydawało mi się zawsze, że nie głupia jestm i umiem sobie połączyć i poskładać.
Dlatego wystawiam się też na tych co "ich" lubią.
Nie mam też dobrego zaplecza z wiedzy o polskim świecie z czasów poprzedniej władzy. Nie wiem, co robili dobrze, a co robili źle.
Wiem tylko, że takiej szopki jak ta, którą oglądam teraz w telewizji, nie widziałam dawno.

Ale. Miało być o reformie.
Poruszyło mnie jedno zdanie pani minister. W końcówce wywiadu, po kilku minutach eleganckiego przekrzykiwania się i próbowania naprowadzenia pani minister na odpowiadanie na temat (kobieta dzielnie nie dawała innym dojść do głosu i uprawiała demagogię, przykro się na to patrzyło) padło piękne zdanie.
Musimy i chcemy nauczyć dzieci i młodzież współpracy w szkole i życiu codziennym.
Really?Really? Że w Polsce chce pani tego uczyć dzieci, na zajęciach?
A może by tak zacząć od rodziców w domu?
Tych rodziców, którzy przynoszą drzewka i kłamią, że sami zrobili, żeby syn/wnuk dostał dobrą ocenę?
A może tych rodziców, którzy kupują od naszej klasy kwiaty dla pani derektor z okazji pasowania na ucznia, a dzieci z drugiej klasy patrzą i nie wiedzą jak się zachować. Bo my jesteśmy lepsi. Nasza klasa jest najlepsza. Najlepsiejsza.
Tych rodziców, którzy nie nauczyli dzieci, że nie trzeba się pchać, że można poczekać na swoją kolej? Żeby mi się potem Isa z Leonem, do innych standardów przyzwyczajone, nie musiały żalić.
Śmiałam się zawsze z tych karnych kolejek do autobusów na angielskim przystanku, ale przyznam, że brakuje mi tego teraz. Bardzo.
Sklepik jest w szkole. Po co, nie wiem, bo nie widzę potrzeby kupowania żelek, czy gum do żucia o 8 rano w szkole, ale to pewnie znów moje zagraniczne zepsucie. Przydał mi się ten sklepik raz, bo zapomniałam wody dla Isy. Stanęłam w kolejce. Karnie. Po mnie przyszedł chłopiec i dwie dziewczynki. Pchają się do przodu. Zaprosiłam na koniec kolejki. Nie podziałało, stanął przy ladzie, poprosił o pięć żelków. Musiałam mu w twarz powiedzieć, że istnieje coś takiego jak zasady. Drukowanymi literami.
Bo ja tylko chciałam przejść do przodu... Po co? Skoro kolejka kończy się na końcu?
I takie dzieci, które we krwi i genach mają, że muszą walczyć, bo inaczej niczego nie będą mieć, pani chce uczyć i mieć nadzieję, że coś się zmieni? Pchaj się potomku!!! Bo ja już straciłam nadzieję.
No chyba, że ma pani nadzieję, że te dzieci będą rodzicami i pozbędą się przywar swoich rodziców, a na starość szerzyć będą idee partnerstwa i współpracy. No, może. Albo jakieś modyfikacje genetyczne poproszę.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...