Wednesday 18 January 2017

Rekonwalescencja

Choroby przeszły. W przypadku Leona nie obyło się bez antybiotyku, choć nie jestem pewna, czy to antybiotyk pomógł, czy też po prostu przeszło.
W międzyczasie zaraziłam się od Leona i przez dwa dni umierałam na kanapie. Babcia odbierała dzieci ze szkoły. Aż do czwartku, kiedy w końcu wyprosiłam postawienie baniek. Mikstury czosnkowo-cebulowo-imbirowe z cynamonem, goździkami i miodem nie pomogły. Może tylko trochę złagodziły objawy.


Szast prast, w weekend byłam zdrowa. Nie na tyle jednak, żeby dać się namówić na niedzielny wypad na sanki z warszawską rodziną, która nas zaskoczyła i przyjechała w sobotę wieczorem.
A tak swoją drogą, zastanawiam się, jakim cudem udawało się mojej mamie i babci stawiać nam bańki? Dlaczego nikt nie uciekał z krzykiem? Brały takiego delikwenta, siadały na kanapie, na swoich kolanach poducha, na poduchę delikwent na brzuchu, na delikwenta bańki, na bańki kolejna poducha, żeby grzać. I nie było dyskusji, że ja się boję. Bańki i koniec.
A teraz, dyskusja i szacunek dla dziecka, bo jest człowiekiem i może decydować, a na siłę go przecież nie położę. A potem antybiotyk zamiast medycyny naturalnej. I nie wiem, co jest lepsze, czy teraz, kiedy dziecko się szanuję, czy dawniej, kiedy było tak, jak chcieli rodzice...

Powrót Leona do przedszkola jak zwykle w bólach, ale wystarczyły dwa dni, żeby znów mówił, że uwielbia swoją panią i tęskni za swoją placówką wychowawczą.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...