Monday 23 July 2018

Nad rzeką

Płakałam ostatnio bardzo, że za mało czasu spędzam z dziećmi. Isy nie ma, Leon spędza całe dnie u Tobiasza. Przełażą przez płot, nie mogą bez siebie żyć.
Kiedy jest chłodniej, Leon ma krótkie spodenki, Tobiasz zmienia swoje długie na krótkie. Dzielą się kartami z piłkarzami, grają w piłkę, grają w gry na telefonie.

Dzieci mnie nie potrzebują, same o tym decydują. Nie martwi mnie to. Dobrze, że Leon się usamodzielnia. Pomimo tego płaczę.
Płaczę, bo Isa na obozie płacze, bo za mało czasu z nimi spędzam, bo praca wyprowadza mnie z równowagi, bo psychicznie nie mam już siły na "za dużo".

Dlatego, kiedy świeci niedzielne słońce i obiecuję Leonowi pójście nad rzekę, i Leon wpada do domu, że Tobiasz już pojechał, to zapakowałam nasze rzeczy, wzięłam koc i ręcznik, wsiadłam na rower i nad rzekę. Od 12 w południe, do 18 popołudniu. Z krótką przerwą na obiad i szybką kawę.

Dlatego, kiedy myślę wakacje, to pierwsze skojarzenie to nie Grecja, Hiszpania i Chorwacja, ale wczasy pod gruszą i codzienne kilka godzin nad rzeką.



Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...