Kiedy jest chłodniej, Leon ma krótkie spodenki, Tobiasz zmienia swoje długie na krótkie. Dzielą się kartami z piłkarzami, grają w piłkę, grają w gry na telefonie.
Dzieci mnie nie potrzebują, same o tym decydują. Nie martwi mnie to. Dobrze, że Leon się usamodzielnia. Pomimo tego płaczę.
Płaczę, bo Isa na obozie płacze, bo za mało czasu z nimi spędzam, bo praca wyprowadza mnie z równowagi, bo psychicznie nie mam już siły na "za dużo".
Dlatego, kiedy świeci niedzielne słońce i obiecuję Leonowi pójście nad rzekę, i Leon wpada do domu, że Tobiasz już pojechał, to zapakowałam nasze rzeczy, wzięłam koc i ręcznik, wsiadłam na rower i nad rzekę. Od 12 w południe, do 18 popołudniu. Z krótką przerwą na obiad i szybką kawę.
Dlatego, kiedy myślę wakacje, to pierwsze skojarzenie to nie Grecja, Hiszpania i Chorwacja, ale wczasy pod gruszą i codzienne kilka godzin nad rzeką.