Sunday 29 July 2018

Lato w Warszawie i nad morzem

Pachnie, pachnie przygodą. Na warszawkim dworcu.

Przyjechałam do miasta stołecznego z rana, bo mi firma kazała, zająć się wycieczką. Grzało jak nie wiem co. Obiad dostałyśmy w restauracji na Nowym Mieście. Kotlet z byle jakim ryżem. Za to pan przewodnik interesujący, ze względu na wiedzę i zamiłowanie do miasta.Przerzucił nas po uliczkach w dwie godziny. Miałam wrażenie, że nie zobaczyłam nic. Może dlatego, że byłam w Warszawie kilka razy w ciągu ostatniego roku i zwiedzam to miasto na swój sposób. Na pewno wolniej. Może dlatego, że trudno w dwie godziny, w upale skupić się na odczuwaniu przyjemności ze zwiedzania. A może dlatego, że nie mogłam się po prostu powłóczyć?

Po południu lunęło. Przemokłam do suchej nitki w drodze do apartamentu. Dosłownie. Za to kilka godzin później wszytko było już suche.

Przyjechała Halinka i Nikola. Zrobiłam tysiąc kilometrów z dworca i z powrotem, i zaczęłam się zastanawiać, cy ten obóz na który jadę ma szansę na sukces. Szef mi życzył szczęścia i powodzenia przed samym wyjazdem. Ależ, to mój ulubiony, to moje dziecko, nie może nie być dobrze. A jednak. Na sam początek zmokła mi walizka i materiały na zajęcia razem z nią. Porozkładałam wszystko na podłodze w miejskim ukropie. Zadziałało. Spodnie też momentalnie wyschły.
Poszłyśmy późno spać, bo jeszcze to i jeszcze to, i jeszcze lista, i może jeszcze parę pomysłów na zajęcia, bo potem nie będzie czasu i wszystko będę robić na gwałt.
Isa skończyła obóz.
Drugi tydzień był już dużo lepszy, bez płaczu i narzekania. Za to z opowieściami, jak to nie może już znieść tego, że ma tyle obowiązków. Jak to był chrzest i jaki by okropny. Jak to byli na dwumasztowcu i jak to spała na łódce i gniotła się z koleżanką na jednym łóżku. Zaraz po obozie pojechała z Mają nad morze. Nie rozmawiałam z nią codziennie, więc zakładam, że miała się dobrze. Dziś wraca do domu, a w związku z tym trzeba było włączyć logistykę zaawansowaną. Bo ja przecież w Wawie, u nas w domu nikogo, dziadek musi przyjechać po dziecko. Wszystko dobrze poszło, a ja znów, nie chcę pisać, że jak zawsze, nawet nie miałam kiedy zapytać, jak było na obozie i co dokładnie robiła.


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...