Wednesday 26 September 2018

O muszeniu, muszowaniu i muszach

Już wiem na pewno, że żeby odpocząć muszę zmienić otoczenie. Chciałam napisać, że trzeba, ale w porę sobie przypomniałam, że to, że ja muszę, nie znaczy, że wszyscy muszą, co oznacza, że wcale nie trzeba. A można. Mi można i trzeba.
Stałam dziś na placu w prawie centrum miasta, obok sklepu obuwniczego, śmierdzącego chińszczyzną, w którym zresztą byłam, bo z okazji nadejścia sezonu jesiennego, znów mam nadzieję, że nagle gdzieś znajdę szczupłe obuwie na chude nóżki.
I tak będę szukać aż do zimy, kiedy to się okaże, że już nie trzeba i zrobię sobie przerwę aż do wiosny.
No, ale stoję tak na placu i obrzucam spojrzeniem budynki, które znam od niepamiętnych czasów i patrzę na to miasto, które oglądam tak samo codziennie i myślę sobie, że to źle, że nigdzie nie pojechałam. Że nawet ten tydzień na wsi u rodziców, ale taki pełny, byłby lepszy niż zezwolenie na to, żeby ani na chwilę nie odpocząć od tego, co mój mózg zna tak dobrze.
Tyle, że niewiele mogłam w tym roku zrobić.
I po prostu muszę zaakceptować to, że mój przymusowy dwutygodniowy urlop mija pod znakiem wczesnego wstawania i kanapek do szkoły.

Dzięki urlopowi mogę być wcześniej w szkole, ale też później ich podrzucać. Idę tak więc codziennie i codziennie pytam, Isa a czyja to była mama, która powiedziała mi dzień dobry?
Nie mam pojęcia z kim mam do czynienia. Ludzie mówią mi dzień dobry, grzecznie odpowiadam, ale nie wiem komu.
Narzekam tak bardzo, bo znów mam listę. Nie, nie zestresowałam się tym razem, bo czasu mam więcej, a dzieci w szkole, mimo wszystko, jednak.
Postanowiłam zamknąć "tamten' rozdział mojego życia, więc muszę o poradę. Leon stuknął okularami o ławkę, zepsuł, muszę naprawić. Isa potrzebuje zaświadczenia z kościoła, że może przyjąć komunię w innym kościele. Muszę iść i nas do kościoła zapisać. Leonowi coś się zrobiło w szóstce, ja nie widzę, całe szczęście, ale dentysta widzi. Muszę znaleźć kogoś u mnie w mieście, żebym do mamy specjalnie jeździć nie musiała. Isie warto założyć aparat. Muszę umówić się do ortodonty. Urodziny Leona niedługo, muszę zarezerwować bawialnię.
Muszę i muszę. Dużo tych muszów. A ja mam urlop.
Załatwiłam bardzo dużo muszów. W kancelarii parafialnej ksiądz, młodszy ode mnie.
Szczęść Boże, czy mogę? A i owszem. W sprawie pozwolenia przyszłam. Należę tu, ale dziecko będzie przyjmować tam. Muszę się też zapisać.

Kolęda była!? zatroskał się pasterz mojej i dzieciątek moich dusz.

Że co? A może jakieś "czy" czy coś?

Była, odpowiadam, ale z racji tego, że nie chodzę do waszego kościoła to mnie ksiądz zaskoczył 3 stycznia, zaraz po powrocie ze świąt od rodziców, a do zaskoczonej (nieprzygotowanej, bez świec, święconej wody i kopertki) wejść nie chciał. Domostwa nie pobłogosławił, kazał się zapisać.

I się pani nie zapisała od tamtego czasu?????? I ani słowa o tym, że ksiądz nieprzygotowane domostwo, olał.

Słabo mi się zrobiło i gdyby nie to, że to był jeden z tych muszów, bo chcę, aby dziecko do Komunii poszło, to bym powiedziała mu co myślę i wyszła.
A na pozwoleniu stoi, że do wielebnego księdza proboszcza, że udzielam ja, proboszcz naszej parafii, zgody na Komunię w parafii czcigodnego księdza proboszcza.
I ta ich czcigodność odbija mi się póki co czkawką.
Bo z boku stoi jak byk, Numer Konta do przymusowych składek i wpłat dobrowolnych.
Czy to się kiedyś skończy i czy będzie tak kiedyś, że wszyscy księża będą dla ludzi, a nie odwrotnie?

Z dobrych njusów, Isabela została wybrana na przewodniczącą klasy. Pięknie.



Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...