Saturday 12 October 2019

O urodzinach Leona ósmych na samym końcu. Także o tym co poprzedzało.

Pierdzielę, nie sprzątam. Leżę, czekam na gościa i liczę na to, że ten gość przyprowadzi dziecko i pojedzie na zakupy.
Ale nie, gość zaproszony powiedział, że wejdzie na chwilę, popatrzy jak sobie mieszkam.
O, nie! Gorszego czasu na zwiedzanie sobie gość nie mógł wybrać!
Ale wszedł, posadził się na ręcznie odrestaurowanym taborecie, a ja wtedy pomyślałam, że "pierdzielę, nie sprzątam" nie powinno było zagościć w mojej głowie.
Tyle, że nie mogłam inaczej. Zmęczenie dzisiejszym dniem wyżarło całkowicie poczucie przyzwoitości i chęci na ogarnianie mieszkaniowego zamętu. A zresztą, każdy ma swoją definicję poczucia przyzwoitości. Wcale nie musi się odnosić do porządków domowych.

Gdzie by tu zacząć? Od tego, że codziennie odgruzowuję mieszkanie po dzieciach, czy od tego, że jedna praca domowa za drugą, konkursy, zadania oraz prezenty na dzień nauczyciela i każda noc zarwana? Bo czy ja przypominałam, że potrzebuję tego wieczornego czasu dla siebie, że jak już ich położę spać, to muszę mieć swój czas, a jak późno chodzą spać, to czas mój jest albo krótki, albo późny.
I że to się kończy całkiem migreną, przemęczeniem i płaczem, kiedy ciało mówi dość?
No, i właśnie tak było. W piątek, na firmowym obiedzie oraz po nim prawie się z przemęczenia popłakałam. Kilka nocy wcześniej kładłam się spać przed północą. Prezent robiłam, książeczkę dla pani i wymagało to sporo zaangażowania.

Wieczorem z okazji urodzin Leona, nasz gość Magdalena zaprosiła nas na pizzę, potem odgruzowywanie mieszkania, na to zaprosiłam się już sama, potem film.

Dziś rano smsik. "Hej, wiesz, jedziemy do mamy, wstąpimy po drodze".
Nie oczekuj porządku, piszę w odpowiedzi. Luzik, czytam w odpowiedzi, ale ciasto do kawy musi być.
Cóż, zrobiłam śniadanie, poszłam do cukierni.
Wróciłam. Magdalena poszła na zakupy.
Kiedy dziesięć minut później Duża Iza z rodziną i wielkim pudłem weszła do mieszkania, na stole stała już kawa w termosie (taki norweski zwyczaj, jak ja go kocham) i ciasto. W wielkim pudle przyszło auto wspinające się po ścianach.
Piętnaście minut po ich wyjeździe wyszliśmy na przystanek, bo zaproszenie było do lasu, na urodziny w stylu Harrego Pottera.
Urodziny przednie, z podziałem na domy, zadania specjalne, walkę o Puchar. Jedne z lepszych urodzin na jakich byłam. I znów ten las. Czyżby przepowiednia? Haha! Coś za często się pojawia.



Wróciłam do domu. Padłam na kanapę.
Padło "Pierdzielę, nie sprzątam".

Dwadzieścia minut później dzwonek do drzwi. Dzień dobry :) To właśnie ten gość, co miałam nadzieję, pojedzie na zakupy. Właściwie mama chłopca z Leonowej klasy. Ten gość, co nie chciałam mu pokazywać co mam w mieszkaniu, kiedy przez zmęczenie mam w nosie stan czystości podłóg.

No i tak, jakoś tak te dziesięć minut przeciągnęło się w kilka godzin gadania o życiu, relacjach, zmianach, niedowierzaniu, że takie zmiany zaszły i szukaniu odpowiedzi na to, czy można zmienić to, co się już w kimś zmieniło, ale nie szło w parze z naszymi zmianami. I jak trudno jest to zaakceptować, a jeszcze bardziej to, że my musimy zmienić w sobie podstawę siebie. I czy to nie jest już poświęcenie.
Trochę zapomniałam o chaosie, ale też zmotywowałam się, że na co mi jakaś pomoc, sama wymierzę i załatwię nowy blat do kuchni, haha!

I na sam koniec urodzinowy tort Leoncja. Goście nasi wcale urodzinowo nas nie odwiedzili, ale mimo to sto lat śpiewali, uściskali, tort zjedli.
Ważny to dla niego dzień i prawdziwie świąteczny. Od rana pełen życzeń, przytulań, prezentów i z boczkiem na śniadanie. Taki, kiedy urodzinowiec jest najszczęśliwszy i najważniejszy, a wszystko się kręci wokół niego. Przez nasz wypad na imprezę może troszkę mniej, ale Leon bardzo tego nie odczuł.
Wiem, że czuł się dobrze, i że był szczęśliwy.
To były najlepsze urodziny ever, powiedział Leon. Czy dlatego, że mógł grać prawie cały czas, kiedy byliśmy w domu, czy dlatego, że bawił się z przyjaciółmi, czy może dlatego, że pół dnia spędził w lesie? Ostatnio założył swoje buty, stanął przed lustrem i powiedział: "Wyglądam, jakbym szedł w góry. Jeszcze mi tylko tych kijków brakuje".


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...