Sunday 22 December 2019

Strach. Ekscytacja. Szczęście.

Nie mogłam jej była nakłonić do wyjazdu. Biwak wigilijny drużyny, a ona nie chce jechać.
Tylko dlatego, że się boi. Nie wiem czego. Nawet nie próbuję nazwać tych strachów, bo nic nie pasuje do jej emocji.
Nie wiem już, jak jej pomóc, dlatego zapisałam nas do pani szkolnej pedagog. Wygląda na bardziej ludzką, niż ta od Leona. Jeśli potrzebujemy trzech godzin na rozmowę o dziecku, to będziemy siedzieć i trzy godziny.
Na biwak Isa nie wzięła telefonu. Nie szkodzi, nie będzie potrzebny, zadzwonię od koleżanki.
Nie odezwała się przez cały pobyt, no, może poza porankiem, że zaraz będą wyjeżdżać.

Plan był taki, że duże plecaki zostają w autokarze, idą tylko z małymi. Dałam jej więc dwie duże butelki wody, bo ostatnio po takim biwaku, wróciła odwodniona. Na miejscu okazało się, że duży plecak trzeba nieść przez cały rajd patrolowy. Przewróciła się trzy razy, i za każdym razem chłopcy z patrolu pytali, czy wziąć od niej ten plecak, który był cholernie ciężki, nawet dla mnie. Za każdym razem mówiła, że nie, że sobie poradzi. Poradziła sobie. 
W patrolu była z osobami, których w ogóle nie znała, ale "to dobrze mamo, bo dzięki temu na zbiórkach już mi nie będzie głupio i nie będę siedziała jak myszka, bo nikogo nie znam".  Zajęli trzecie miejsce.
To był najfajniejszy biwak i na pewno jedzie w przyszłym roku. Na letni obóz nadal nie.
Przez ten biwak, który przecież wypadał na ostatni weekend przed świętami, poprzesuwały mi się wyjazdy i musiałam kombinować. Czego się nie robi, żeby dziecko miało grupę przyjaciół. 



Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...