Monday 2 December 2019

Cóż. Papugarnia.

W końcu się wyspałam.
A wszystko dlatego, że poszłam spać o 22.
A wszystko dlatego, że: "Mamo, my ci postanowiliśmy zrobić przyjemność. My pójdziemy spać o 20.00, żebyś mogła mieć swoje dwie godziny odpoczynku od nas".
A wszystko dlatego, że się wydarłam do mamy w telefon, że ja już tak nie mogę, że ja już mam dość bycia wysoce wrażliwą, i że ja chcę być normalna. Jak inni, żeby mi pani od zębów komentarzem nie siadła na mózgu, że może trzeba było jej posłuchać, nie siedziała i nie rzutowała na poranek.
Oraz, że za mało śpię, bo właśnie te moje dzieci nie chcą spać, że do 22 wyłażą z pokoju i ja potem o północy chodzę spać.

Bo mi się zachciało slow soboty i w ogóle slow weekendu. Ale nie, przecież tak się nie da. Weekendy nie są od odpoczywania, haha.
Zadzwoniła koleżanka, cioci Kasi zresztą szkolna, że może się spotkamy. Może kino, ale tylko jest Frozen II, to syn nie chce na to do kina. A ja akurat miałam w planach.
Zrobiłam wyliczenia najbliższych sobót i niedziel, i możliwości. No nie, to nasz ostatni weekend, kiedy możemy na ten film. Potem go już nie będą grać, a ja muszę. Do kina na to muszę.Jeśli nie jutro, to dziś ostatni dzwonek.
No to co, ogarnęłam obiad i na film. Zaraz potem jeszcze zakupy, bo buty na zimę dla Leona i prezenciki dla przyjaciółki Isabeli, bo sobie kalendarze adwentowe robią.
Film. Hm. Nie wiem. To znaczy, uryczałam się, no bo jak, na Frozen nie płakać? Oczywiście widziałam więcej niż moje dzieci, pewnie więcej niż inni dorośli i, haha, pewnie więcej niż sami producenci, ale ten film był tak gęsty od krótkich momentów, że nie wiem, czy mi się podobał. Na pewno nie tak, jak pierwszy, ale też podobał mi się inaczej. Taki jakiś krótki i momentami niedokończony.
"mamo, szepcze Leon, okaże się, że to Elsa jest tym piątym bogiem".
E, nie sądzę synu.
Co się okazało? No właśnie. Ech, skąd te moje dzieci takie mądre. Haha.

Późno wróciliśmy po tych wojażach. Znów późna noc.

Okej, nigdzie nie idę, nic nie będę robić. Zostaję całą niedzielę w domu.
Rozmowa telefoniczna. Aliss, przyjdę na kawę. Kinga, to jak się spotykamy. Ratunku, jeszcze do kościoła i do spowiedzi chcę iść, i dziecko zabrać. Może warto pomóc jej się przygotować. A tu akurat w trakcie porannego prasowania góry prania, które muszę, bo jak nie, to znów nie zrobię przez kolejny tydzień.
Chciałabym wieczorem tę spowiedź. Msza jakaś bardziej sprzyjająca. Nie, nie ma mszy wtedy, kiedy mi potrzeba.
No dobra. Skończę tę górę prasowania, zrobię szybko jajecznicę, pójdziemy.
W kościele spowiedź. Ksiądz przerywa moje formułki, żeby na mnie naskoczyć, że jak dzieci wychowuję, złości uczę. Yhm. Skończyłam. Isunia, ty idź do tamtego konfesjonału, tu się nie uduchowisz.
Nie dziwię się, że ludzi nie chcą do spowiedzi, do kościoła zresztą też.

Aliss na kawie i ciastku. W międzyczasie szyję torebki do kalendarza na adwent. Obiad. Ciastko. Pogaduszki. Historie całkiem z tej ziemi. Czy ja mogę na jakąś fajną wycieczkę. Z Aliss?
Nie mogę. Póki co oglądam papugi. Bez Aliss.
Tak je oglądam. A-le-eks-tra!!!


Przedstawiam Adelę, moją nową przyjaciółkę. Się czai, gryzie. Pięknie wygląda. Tak mi godzinę siedziała na ramieniu. Kocham ją całym sercem, choć mnie później zdradziła i poleciała do innej pańci.


Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...