Wednesday 8 April 2020

Słoneczna niedziela

Piękna to była niedziela. Słoneczna, ciepła. Na szyciu maseczek mi zeszła, wespół z komedią romantyczna i czymś jeszcze, ale nie pamiętam co ja tam oglądałam.
Ludzie w sklepach noszą, tylko patrzeć, jak każą nosić wszystkim, to szyję, korzystając z wolnej niedzieli.
Piękna pogoda była, aż się chciało wyjść, zaczyna mnie nosić. Zaczyna się czwarty tydzień bez ludzi, do sklepu raz w tygodniu.
Motywacyjne mowy na fejsie, ile człowiek wytrzyma? Czuję, że mój umysł zaczyna się buntować.
Wprowadzam więc porządnie czytanie "na Leonka": godzina dziennie lub 50 stron. Trochę wprowadza to rytm.
Powoli przestaję móc patrzeć w telewizor. Tak się mówi, tak w ogóle? Już nie mogę tego słuchać, ale jeszcze słucham, bo jeszcze chce wiedzieć.
Dziś tylko rano i tylko na chwilę przed pracą. Mózg mi od tego paruje.

W sobotę? W sobotę nic. Przezornie zakupy w piątek, żeby uniknąć zewnętrznych kolejek. Czy dobrze odkaziłam ręce, a klamki, klamki też? A jedzenie, trzeba umyć, czy  nie trzeba. Paranoja. Wychodzę z domu, jakbym się szykowała do bitwy. Paranoja.

Dla zachowanie jako takiej równowagi umysłowej, rozmawiam z mamą. Opowiada mi, że Isabela wszystko chce wiedzieć. Kto to jest ten, a kto ten.
Mnie podobno nie ma co podpytywać, bo "mama z nikim nie rozmawia".
"Ale jak podsłuchujesz, to pytasz matkę?" Tak, wtedy pyta.

Tymek ugryzł Leona znienacka. Leon mu nie oddał. Szkoda, może by go Tymek drugi raz już nie ugryzł, a tak...

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...