Thursday 30 April 2020

Karierowiczka od siedmiu boleści

W  zeszłym tygodniu w piątek dowiedziałam się, że jeśli chcę, mogę zrobić webinar na temat uczenia angielskiego online. Niby nie musiałam, a jednak musiałam.
Stres zżerał mnie przez cały tydzień, trochę dlatego, że nigdy tego nie robiłam, trochę dlatego, że no cóż, temat był inny, a mówić miałam o czym innym. Jakby nie było, celem każdego webinaru jest sprzedaż produktu i nie inaczej było w tym przypadku.
Strasznie nie lubię kłamać, strasznie, a tak się czułam.
Dlatego umierałam ze strachu. Bałam się, że ktoś zada mi pytanie, a nie będę wiedziała co odpowiedzieć.
Przygotowanie się na temat tego, co miało być sprzedane-kupione, pryszcz. Cała reszta? Hm.

Oczywiście poszło świetnie. Nie dlatego, że taka świetna jestem, choć kto wie, może powinnam zacząć w końcu w to wierzyć. Dlatego, że w końcu przydała się moja gadatliwość, zamiłowanie do grzebania i układania w całość.
Od strony technicznej było słabiej, haha, ale co tam! Powinnam przecież mieć wsparcie. 

Cały tydzień w nerwach. Tragedia.
 I po co to piszę.
Po co to wszystko, na co to wszystko? Ta cała nerwówka, kompletny brak czasu dla dzieci, bo jeszcze to, jeszcze tamto. Może to kwestia tego, że sobie nie umiem poukładać pracy w pracy? Może dlatego, że pierwszy raz? Nie wiem, mało to istotne.
Ważna był i nadal jest jedna myśl, na co to wszystko, kiedy czasu nie ma, stres mnie zżera, a cały tydzień do dupy.
Dlatego nie dla mnie kariery, nadgodziny. Za to dla mnie czas spędzony z dziećmi i bardzo slow. Tego jednego nauczyła mnie kwarantanna i z takim życiem jest mi wyjątkowo dobrze. A że przy okazji nie spędzamy każdego lata w klimacie śródziemnomorskim, trudno.

To był ostatni mój tydzień pracy zdalnej, od 4. maja już w biurze. Ubolewam. Z różnych powodów. Po pierwsze, z dziećmi, ogród, słońce, ciepło, kawa w altance, wieczory z rodzicielką przy filmie, wspólna poobiednia kawa przy polityce, haha. 
Po drugie, cały ostatni tydzień się przestresowałam. Kto to widział, tak zmarnować takie piękne kilka dni. Przykrość nad przykrościami. Kto mi wróci zmarnowane na przeszukiwanie w samonauczaniu internetu wieczory? Kto zwróci nie przeczytane strony książki? Kto wróci brak czasu, żeby w lekcjach pomóc? O nie! Zawsze wiedziałam. Teraz wiem jeszcze bardziej.

Inna sprawa, że to był pierwszy raz, a każdy kolejny będzie już normalny i spokojny. Niemniej, każdy kolejny projekt, będąc projektem świeżym, przyniesie mi tyle samo stresu. Nie jestem na to gotowa.
Muszę wyprowadzić w końcu rowery. Ha!






Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...