Sunday 16 May 2021

Kanapki

Będzie padać. Tak pokazuje pogodynka. Ja jadę, a wy?

Zapytałam moje koleżanki, które zaprosiłam na 5 kilometrowy spacer. Tak przynajmniej pokazywała mapa. 


Najpierw pomyślałam, że sama. Z dziećmi pogadam, przejdziemy się, zobaczymy, jak będzie. Nie wybiegałam naprzód za bardzo, bo nie chciałam. Potrzebowałam czasu "na spokojnie". Bez stresu, biegania na czas i zdążania. Bardzo mam już dość "zdążania". 

Im bliżej jednak było terminu (trasę i punkt wynalazłam jakieś trzy dni przed wycieczką, więc "im bliżej" nabiera tutaj tak naprawdę zupełnie innego wydźwięku) tym bardziej się spinałam, gdyż bałam się, że się zgubię, a las mnie zagubi.

Zupełnie zapomniałam, że ja, ja to się nie gubię. Wprawdzie zdarzyło mi się raz, w Madrycie na lotnisku, kiedy wylądowałam i próbowałam się wydostać, ale czy to się liczy?

Tak czy inaczej spięcie powoli przychodziło a razem z nim strach, który już wtedy umiałam umiejscowić i nazwać. Co będzie, kiedy będę musiała wsiąść do pociągu, wysiąść na stacji Kielce-Słowik i odnaleźć drogę? Zgubię się w lesie z dwójką pocieszek.

Podczas więc porannej rozmowy z Nadzinką zapytałam, czy na spacer się nie chce wybrać. (moge chyba zdradzić, że na następne się nie wybiera, gdyż nogi ma długie i  kroki dłuższe robi, i szybciej znika za horyzontem, i ma dość czekania na nas na kamieniu).

Tak, tak właśnie było. Bo, kiedy zapytałam, czy chęć ma pochodzić kilka kilometrów (pięć wszak to niedużo) odparła, że a i owszem, i razem z siostrą swoją się pojawiła. Na stacji PKP. Stamtąd z biletem na 3 dorosłych i 2 dzieci za jedyne 10 PLN, pociągiem przez 7 minutek.

A potem już przez las. Warte zapamiętania są dwie sprawy. Po pierwsze, a nie, może trzy. Po pierwsze, Leon nie chciał wcale jechać, ale kiedy już weszliśmy w gęsty, pachnący, interesujący i zaskakujący las, zapachniało przygodą. I jak nie pokochać tego lasu w kilka sekund?  
Po drugie, z 5 kilometrów zrobiło się 11, no bo, jak już tyle przeszliśmy, to po co nam autobus. Po trzecie, Leon od razu zjadł wszsytkie kanapki, jakie uczyniłam.

A skąd właściwie pomysł? Kiedy w zeszłym tygodniu spacerowaliśmy po stadionie, w kółko i trochę nudnawo, a Leon pytał, czy zrobiłam kanapki, zobaczyłam niebieski szlak i drogowskazy. Coś mi zagrało w ciele i przez neurony błyskiem krótkim przekaz przeszedł, że rusz się, chodzenie jest takie fajne. I oto jesteśmy, ledwo żywi, zmęczeni niemiłosiernie, ale super hiper szczęśliwi.



Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...