Sunday 10 October 2021

Ależ potrzebujesz...

Sporo mam niezaspokojonych potrzeb. Myślałam do tej pory, że jedyną niezaspokojoną jest potrzeba dotyku. Alem się nasłuchała podcastów i wygląda na to, że to, co czuję i w swoim ciele obserwuję wynika z niezaspokojenia innych konkretnych potrzeb. Przede wszystkim więc teraz - trzeba zmienić pracę, innego rozwiązania nie ma.

Rozmawiam z dziećmi w sobotni, wczorajszy dla uściślenia, poranek i tłumaczę, że oprócz matką jestem też zwyczajnym człowiekiem, który ma swoje zainteresowania i potrzeby. Że oni są moim priorytetem, że uwielbiam spędzać z nimi czas, ale żeby nie oszaleć całkiem, muszę robić coś tylko dla siebie. Chcę iść do kina, chcę iść na tańce, chcę, żeby poszli do swojego pokoju i pozwolili mi pobyć samej. Chcę przestrzeni. A oni mam wrażenie im więksi, tym więcej jej zabierają, ale nie swoimi rozmiarami, tylko swoim wnętrzem. Pełno ich całkiem i zawsze. W związku z potrzebami, Isa mówi do mnie tak:

Potrzebujesz też iść do parku.

Z wami? Nieeee. Parku mam aż nadto. Nie potrzebuję iść do parku!

Ależ potrzebujesz. Haha. Sama potrzebujesz iść do parku!

Nie, nie potrzebuję. Czegoś innego potrzebuję i mam to nazwane, i wypunktowane. Liczę na to, że przyjdzie moment, kiedy się ocknę i wypunktowanie zadziała. Póki co zajmuję się porządkowaniem codzienności. 

W tym porządkowaniu Leon wyjechał na cały dzień do kolegi, a ja powtarzam sobie, że zachciało mi się trójki klasowej i społecznikowania. Dzień nauczyciela się zbliża, trzeba prezenty kupić, a ja na sobotę zaplanowałam jeszcze wizytę w bibliotece wojewódzkiej i zakupy Leonowego prezentu, urodziny już we wtorek. Zrobiłam więc wyliczenia co do minutowe i stwierdziłam uspokojona, że no tak, będzie dobrze. Poranna kawa, poranne zakupy, Leon odstawiony, pomidory i jabłka z bazarów przyniesione, idziemy do biblioteki. W drodze powrotnej ustalam o której i dokąd, bo prezent, który Leon sobie zażyczył jest dostępny tylko w jednym sklepie. A jeszcze przecież trzeba jechać i omówić prezenty na dzień nauczyciela. No i oczywiście, że zrobiłam przecież, nawet godzinę wcześniej się wyrobiłam. Gorzej z powrotem, do tego stopnia, że obiad jadłam o 20.30, już z Leonem, który zdążył wrócić do domu. Potem ogarnianie kartek dla nauczycieli, bo sobie wymśliłam, że podpisy dzieci zbiorę, poskładam w całość, wydrukuję, posklejam i będzie. Północ.

W międzyczasie tak zwanym jeszcze umówiłam sie z Martynką, co to z nią wcześniej pracowałam. Na niedzielny spacer, a że mało czasu było na poszukiwania, stanęło na Kielcach.

Tutaj właśnie się umówiłyśmy. Mapa mnie urzekła, trochę z racji jakości, wiadomo, a trochę z racji sentymentu, gdyż dla "naszych" native speakerów trzeba było takie czynić w pracy naszej wcześniejszej. I oto mam taki piękny.


Spacerkiem po Kielcach odbyło się ze Ślichowic, gdzie ścieżka do rezerwatu prowadzi wprost z przystanku i to jest tak przecież blisko! Stamtąd do klasztoru na Karczówce, gdzie byłam lat temu sto, kiedy moja kuzynka miała pierwszą komunię świętą. No i do domu, razem z dziećmi, które wychodziły z siebie. Czy to ze zmęczenia, czy znudzenia. Nie wiem. Jednakowoż znów nie miałam siły i znów poproszę o kogoś, kto mi pomoże. Bo ja już nie mam siły do dzieciowych, około dojrzewających przepychanek. 

Leon wstał zły, bo przecież obudziłam 40 minut przed wyjściem z domu, nie zdążył wykorzystać swojego czasu telefonicznego.

Isa oświadcza, że ona postanawia być dziś dla mnie miłą, żeby nam było łatwiej. Cieszy mnie to niezmiernie. 

Wychodzimy z domu, Leon wściekły, bo nie zagrał. W autobusie obrażony. Wysiadamy. W rezerwacie szczęście wraca. Mamo, jestem szczęsliwy, bo mi się tu trochę nudzi, Que?


Nie drążę, cieszę się chwilą. I dobrze, bo w drodze między Ślichowicami a Karczówką się zaczyna. 

Przepychanki, niezadowolenie, Isa w rozmowie z ojcem, który udowadnia jej jaka jestem beznadziejna i okrutna, i jak musiał mnie tyle razy blokować na whatsappie, ale przecież mogłam pisać maile. Właściwie to nie wiem już, co mam powiedzieć. Współczuję Isie, że jest częścią tej gry i przepychanki. Całe szczęście pisze ojcu, że nie chce się angażować w kłótnie między mnie i jego. Pięć minut później zieje ogniem, a wściekłość z niej wypełza. Pięć minut później, zła, woła do mnie stój. Przytul mnie! Stoi, przytula się, szlocha. 

Skąd? Emocje, dojrzewanie, czy ojciec niedojrzały emocjonalnie. 
Leon zmęczony krzyczy, że mu się nie podoba i że do domu. Myślę, że to kwestia nie odsiedzenia dwóch codziennych godzin z grą. Może mu przejdzie. 
Pytam czy chce kanapkę. Herbata w termosie, który wygląda, jakby był w rodzinie od pokoleń i kanapka są dobre na każdy smuteczek. 

Nie chcę kanapki.Tutaj jest pustkowieeeeee.

Niedobrzeeeee.
Nie wiem o czym mówi, ja jestem zachwycona wycieczką. Zaśmiewam się do łez.
Na zdjęciu poniżej po lewej kościół na Ślichowicach,  przy którym jest rezerwat. Tam właśnie byliśmy. 
  
 

#wspomnienia (Isy) Pamiętam, jak tata nas smarował oliwą a potem szorował mi zęby przez dwie minuty

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...