Ferie się skończyły. Wsiadłam w samochód, żeby sobie przypomnieć, a wiele się nauczyć. Wszystko dlatego, że pomyślałam, że w nowej pracy będzie mi nieodzownie potrzebny.
Okazuje się, że nie. Nadal mogę z tymi moimi ukochanymi pociągami. O, ciekawe czy w poprzednim życiu moja dusza była maszynistą. Ha!
Okazuje się również, że jedyny powód, dla którego potrzebuję samochodu jest taki, żeby móc dojechać w miejsca odległe i po pierwsze, nie musieć korzystać z autobusów, po drugie nie jechać z przesiadkami 7 godzin, jeśli można w 3 samochodem. I tyle.
Isa jeszcze siedzi i uczy się z domu.
Leon wraca z szkoły i opowiada, że na lekcji plastyki malowali emocje. Wybrałem czarny, bo czarny to dla mnie kolor szczęścia. Pani kazała wybrać inny kolor kartki, bo czarny to kolor smutku.
A dla niego żółty jest najgorszym kolorem. Tak, jak trójka, jest najgorszą cyfrą, a szczytem odwagi jest zrobilem to 3 razy, chociaż nie lubie trójki.
A ja znów się uczę. Współbycia z dziećmi w domu, przez cały dzień. Organizowania dnia tak, żeby się ze wszystkim wyrobić, bo czasu mam więcej. No i wyłączania komputera po skończonym dniu. A to nie jest takie proste.