Sunday 20 March 2022

Szakszuka

Właściwie, to mogłabym o twórczości dzieci moich. Dawno nie było. A co. Dawnośmy się nie wyrażali plastycznie, czy słowem. Zamotana jakaś jestem i trudniej mi z tym wszystkim, co jest dookoła nagle wziąć, zarządzić, usiąść i powiedzieć: no! robimy. Tym bardziej cieszy mnie, kiedy się chce. Mnie się chce, bo tam dzieci.., wiecie, im się musi chcieć, jak się matce chce. 

Z powodu takiego, że Leon nie chodzi do szkoły od końca lutego, czyli jakiś tydzień po tym, jak Betty nas spotkała w Krakowie, więc nie robi niczego co sprzyjałoby rozwojowi dziecka uznałam, że może choć coś twórczo. A moja zaprzyjaźniona ze świetlicy pani Teresa wysłała kiedyś informację, że konkurs jest. W Wojewódzkim Domu Kultury. Niechbym zagoniła dzieci i siebie. Zagoniłam dzieci. Ja chyba jednak nie mam zdolności jakichś specjalnie artystycznych w kierunku dekorowania jajek, gdyż mnie się moje nie spodobało. Ach, bo tak, bo to konkurs wielkanocny, na jajko dekorowane metodą tradycyjną, lub nowoczesną. I proszę, w tym moim znów-zaanagażowaniu, co wyszło dzieciom moim, kiedy chcą. 

Oprócz tego, jeszcze w lutym Isabelka miała pracę zaległą szkolną, za brak której dostała niefajną jednak ocenę, a kiedy się zebrała i zrobiła, taki oto efekt. Piękny, więc warto na wsze, być może, czasy, na onlajnie uwiecznić. 

Potem przedłużaliśmy wyżywanie się artystyczne w Krakowie, u rodziny. Akurat się złożyło, że siostra moja Izabela, aptekara, miała dyżur długi w sobotę, więc siostra moja od tortów, ale też ta, co po budowie w kasku i gumowcach pomykać miała i budowlańców do pionu ustawiać, czyli ciocia Kasia, ze wsparciem do Krakowa przyjechała. A my też, bo w niedzielę ojciec przylatuje z UKeja i co to będzie.

Na wizytację krakowską zakupiłam jajek i ozdób trochę, aby zająć siebie i dzieci. Taka wyszła dzieciom szakszuka. A potem ach, jak ona nam pięknie zdobiła stół do wieczornego wina.



Darek zarządził spacery. Wymarzałam. Jakoś się z pogodą nie dogadałam. Mówiła, że będzie ciepło. Nie było. Mówiła, że bardzo wiosennie. Nie było. Rozgrzałam się po powrocie do domu, w dziecięcych pogaduszkach. Pytam Wiktorię, co na kolację jeść będzie. 

To co rodzice zdecydują.

A co zazwyczaj decydują.

Nie wiem. Ja nie słyszę, co oni mówią. 


Poza tym, cała w stresie byłam, gdyż spotkania z ojcem dzieci podświadomie się obawiałam. Niby wszystko dobrze, wszystko okej, damy radę, a tu jedziemy tramwajem, a Isabela ze stresu cała spięta, a ona rzadko pokazuje co jej w środku siedzi. 
I oddałam dzieci, i nie wiem. Nie wiem, jak sie czuję. Na razie wracam do domu, a jutro zobaczę, co mi w sercu siedzi.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...