O, no to przyszły moje kolejne urodziny. Dokładnie w Boże Ciało.
Najpierw chciałam sobie upiec tort. Historia się powtarza, znów jestem zmęczona. Kiedy przestanę być zmęczona? (jak wyślę dzieci do Wiślicy na wakacje i zostanę, żeby robić to, czego nie mogę, kiedy dzieci są ze mną?) No, i tortu przestałam chcieć piec.
Dobra, to kupię w środę. Zawiozę do Wiślicy, bo tam przecież będę przez kolejny mój długi weekend. Eeee, ale do mojego tortu trzeba biszkopta, masy krówkowej i truskawek, boć przecie moje to owoce. To kupować? Nie opłaca się. Zwłaszcza, że tak mało truskawek zjadłam w tym roku, bo jak wszystko teraz, wcale mnie nie cieszą.
To może Kasia zrobi. No. Zrobiła. Niezawodny Leon z niezawodną Isą fantazyjnie ozdobili. Kiedyś, bardzo dawno temu tak robili.
No, i miałam. Szybko, Z winem, prezentem i 46 świeczkami, a zaraz potem deszczem z wiatrem.
No i tak. I deski, żeby wiatr nie zwiał ognia świeczkowego, dzielnie przez matkę i siostrę trzymane.