Monday 15 August 2022

Little holiday w Szczecinie

Jakby nie ta moja robota i wolontariusze, to bym se wcale po Polsce w to lato nie pojeździła. Nie miałabym takich little holiday, jakie mi się przy okazji przydarzają. 

Do Szczecina z Krakowa można się tłuc 10 godzin, daj boże na siedząco, zwłaszcza, jeśli się planowało zakupić kuszetkę, ale zwlekało z zakupem bardzo-bardzo i skończyło bez miejsca siedzącego. Jako wielbicielka Interneta, siegnęłam do jego czeluści, aby sprawdzić co mogę zrobić, żeby jednak siedzące znaleźć i dzięki temu, że podobno można kupić miejscówki na część trasy (pani w kasie nie znała tej opcji i nie chciała mi w żaden sposób pomóc) zauważyłam, że się jakieś miejsce znalazło/zwolniło. Do Szczecina i z powrotem. 


W Szczecinie. Jakie ładne tam są ludzie. Jakie ładne. Łaziłyśmy po mieście, spacerowałyśmy celowo i bezcelowo, tak po prostu, żeby sobie połazić i pooglądać. Wieczorem posłuchałyśmy bardzo kameralnego koncertu szantowego, gdzie popatrzyłam sobie na pięknych ludzi z mojego rocznika i trochę starszego. Potem na tąńce, na plaży, a tam tyle pieknych twarzy, młodszych i dużo młodszych. Tak się zachwycam, bo moje wspomnienia ze Szczecina to: "jakie ładne tam są ludzie, jakie ładne".

Szczecin sam w sobie, tyle, ile go widziałam, też jest urokliwy i czułam się tak dobrze, że gdyby przyszło mi tam mieszkać, nie byłabym nieszczęśliwa. Tak sobie tylko rozmyślając, bo wiem, że z moich Kielc donikąd się nie wyprowadzam. Oraz, że skoro to było wakacyjnie, to może inaczej mi się podobało.  A gdybym tam żyła, to może okazałoby się, że jest zupełnie inaczej, niż myślę, że mogłoby być? Taki daję sobie margines pomyłki. Po to tylko, że wiem, że ludzie się mylą. Bo, no cóż. Gdybym się chciała uprzeć, to i tak wiem, że jest dobrze, bo dobrą sobie tam energię zawiesili w powietrzu.

Kiedy wróciłam poczułam, że to było takie krótkie dla mnie wakacje. Odrywające od codzienności.

Tymczasem w swojskości:

Godzina 2 popołudniu. Leon wpada do domu, jak po ogień. Czasem czmycha. Czasem jak duch, jak to babcia mówi. Nie wiadomo gdzie jest. Czasem zdarza mi się przydybać go w progu, kiedy wzuwa buty. 

Leon, co jadłeś? To jest najczęstsze pytanie, bo Leon żyje powietrzem. Po-wie-trzem. Potem przychodzi wieczorem i aż do 23.00 nie potrzebuje niczego. Aż przypomni sobie, że oho, zrobił się głodny. Nieodmiennie tosty z serem. 

Więc kiedy wpada do domu między basenową kapielą, a rowerową wyprawą, żeby się pokazać z całą zgrają i pada pytanie: Co jadłeś? słyszymy od całej zgrai obronnie: A jak się naje to będzie mógł? 

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...