Sunday 22 January 2023

O relacjach i dwóch pokoleniach

Właściwie to się pomyliłam. Weekend zakończył się ciężką grypą Isy, a nie ostatnim odcinkiem serialu. Wróciła w południe, dygocząca położyła do łóżka i spała do 18, obudziła się w jeszcze gorszym stanie, no i wtedy to poszłam do apteki po cudowny środek na grypę, na receptę, tylko dzięki temu, że mam siostrę aptekarę.

W poniedziałek nie poszła do szkoły, we wtorek też nie, w  środę już była gotowa, ale jeszcze nie poszła. 

A weekend to dzień babci i dziadka, więc się wybraliśmy wszyscy do Wiślicy. Miałam taki plan przedni, żeby kupić im po poduszce z napisami, bo babcia się wkurza, że dziadek zabiera jej poduszkę, a tak będa mieć swoje własne prywatne, nie do podziału. Niestety dałam się oszukać empikowi, który powiedział, że ma takie ładne poduszki, ale nie powiedział, ze w Kielcach nie ma. Więc zamiast godziny w sobotni poranek, straciłam 3 godziny w centrum handlowym, a i tak wyszłam bez głównego prezentu dla babci. Całe szczęście, Kasia zabrała Isę w piątek, a ja z Leonem na angielski, znów  w sobotę, bo się przyucza do testu Cambridge, dlatego jeszcze mogłam trochę po sklepie pobuszować. Znów nic nie mogłam znaleźć, co by mnie zadowoliło. Babcia taka wybredna, ale ja też mam taką wadę, że patrzę, myślę sobie, eee, a po co im to, nie potrzebują. 

Może i potrzebują, tylko ja nie potrzebuję i zakładam od razu, więc nie dostają. Trzeba sobie mindset zmienić. 

Dalej. Półtorej godziny łaziłam po kolejnym centrum handlowym, aż weszłam sobie do poczciwego sklepu spożywczego z sieciówki, a tam znalazłam skarb, garnek z kogutem. Urszula kocha garnki. Tak to zazwyczaj wygląda, że przyjeżdżam, robię rewizję, ooo, nowy garnek, mówię, a po co ci nowy garnek, pytam. A co? Nie mogę? Potrzebowałam. To tak a propos mojego przekonania, że ludzie nie potrzebują, tak jak ja. 

Wchodzę w sobotnie popołudnie do domu, gdzie towarzystwo ogląda bajki. Nagle najmłodszy członek towarzystwa mnie zauważa, podbiega i zamiast dzień dobry rzuca: Agnieszka, nie możesz zapomnąć zrobić dziś mapę.

No. Nie mogę. Nie mogę również dlatego, że podczas przedspalnych rozważań Wiktoria przywołuje obrazy z dnia i zdarzyło się im raz tak, że: leży, leży, nagle uderza się dłonią w czoło i krzyczy: Jeżiu, zapomnieliśmy dzisiaj. O czym zapomnielismy, zapytuje jej matka, moja siostra aptekara. Zapomnieliśmy zrobić z Agą mapę! 

Tu podaję również ciekawostkę, że nie jestem ciocią, tylko Agnieszką. A to jest przywilej być u dziecka osobą, a nie ciocią.

Mapa była, w sobotę wieczorem oczywiście. Tymek jakiś taki rokojarzony i nie bardzo chciał, potem się obrażał, po swojemu chciał, a jak nie było współpracy to znów się obrażał. Może trzeba już wprowadzić zmiany w mapowaniu. A może to tylko to, że tym razem Wiktoria przjęła wodze i mnie prowadziła po swojemu.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...