Sunday 15 January 2023

Trochę w napięciu, a trochę w nadziei

Zapisałam się na jogę, bo wstaję z kanapy jak babcia jakaś. Tu mnie strzyka, tam ściągnięte i nie da się rozciągnąć. Chciałabym też uspokoić głowę. Nie żeby mi się działy jakies niedobre rzeczy, ale jak ja bym chciała wstać rano, popatrzeć przez okno i powiedzieć sobie: życie jest takie cudowne, jak jest pięknie, kawa dobra, w ciszy i spokoju. 

Na razie wstaję z łóżka i mnie strzyka. A nie, sorry, nie strzyka, jakby strzykało to może bym i wstała raźno, by strzykło, ja bym poszła toaletę poranną czynić. Ale nie! Ja mam zgięty w pół kręgosłup i wchodzę w proces stopniowy prostowania. Następnie czuję, że mnie boli w biodrze (dawno już mówiłam, że się powinnam zapisac na listę po endoprotezę), więc prostuję się jeszcze wolniej. I wtedy już mogę działać.

Nie żeby kręgosłupy i biodra powodowały, że widok z okna już nie tak piękny, a życie nie tak zachwycające, jak w zeszłym roku. To inne sprawy się zadziały i ja poczułam się już super zmęczona. Zmęczenie zawładnęło moimi myślami i nie chce się przesunąć, żeby dać miejsce spokojowi umysłu. O, ale mnie olśniło. Wystarczy zacząć odpoczywać i usunąć z zycia powody zmęczenia.

No, taka jestem w analizach, gdyż zapisałam się na dwa kursy. Jeden o moich w dziecięctwie relacjach z rodzicami, drugi, o tym jak to zrobić, żeby zrozumieć, czego chcę zawodowo w życiu. Ja już prawie wiem, ale trzeba mi odwagi, żeby iść dalej. No i tak sobie działam i czekam na efekty działania.

Joga sprawia, że na początku muszę się rozluźniać, a potem chcę się rozluźniać. A potem wracam do domu i Isa mi mówi, że ona widziała, że się zatopiłam i że aura zielona wokół mnie zawisła. Fantastyczne to, co nie? Że ona też jest wiedźmą. Że jest w uważności.

W uważności też potrafi być Leon. W uważności z zachwytem. Kiedy wracaliśmy z Warszawy, Isa do domu, my z Leonem po kebaba, a tam pani z wdzięczności za napiwek dała nam herbatę w tych ślicznych, małych szklaneczkach. I Leon wtedy w zachwyt wpadł i rozmarzenie, że te szklaneczki, że ta herbata, a my tacy zmęczeni, że zimno tak, do domu daleko, że pani taka kochana i dobra, że tak nam dobrze. 

A tak w ogóle chyba będe musiała przestać pisać o Leonie i jego perypetiach, gdyż przestaje mu się to podobać. Właśnie mi powiedział: a ty porysowałaś moje serce, w odpowiedzi na moje rozważania o porysowanej przez krzesło, na którym mnie w złości ciągnął, podłodze. Nie mogę się już dzielić.

Ale jakże to, nie opowiadać, że się na Leona wydarłam, wiadomo, że nie dlatego, że Leon nie słucha i nie robi tego, o co proszę, tylko po pierwsze, właśnie jestem zmęczona i na mocnym zdenerwowaniu chodzę, a po drugie, jego jedno konkretne zachowanie wyjątkowo mocno triggeruje moją złość, co pewnie swą genezę w moich z kolei relacjach z rodzicami ma, i że z tego wydarcia przyszła piękna historia? Bo, kiedy potem rozmawialiśmy i zapytałam co mogę zrobić następnym razem, żeby było lepiej, on zapytał: a ty co byś chciała, żebym zrobił inaczej?

Pięknie? Pieknie. A u mnie wzruszenie. 

We wtorek poszliśmy na spektakl "Dziewczynka z zapałkami". Wiem już na pewno, że na dziecięcy spektakl Isa już nie. Isa to na Kiss, albo Nirvanę symfonicznie. Leon, nie wiem, niby mu się nie podobało, bądźmy szczerzy, ja też nie byłam zachwycona, ale trochę chyba coś do niego dotarło. Tak czy inaczej, od teraz będę rozważnie wybierać wspólne wyjścia, bo nadal chcę wychodzić razem. 

Żeby nie było zbyt pięknie. Weekend przesiedziałam przed Netlixem. Zawsze mówiłam, że nie nadaję się do oglądania seriali, zabieraja mi życie dosłownie, nic nie robię, dopóki nie obejrzę wszystkich odcinków. Dwa razy mi się zdarzyło. W Sylwestra 2018 i Nowy Rok 2019, kiedy dzieci były u ojca - "1983", a potem "Unorthodox". No i zawsze myślałam, że to dlatego, że mam słabą wolę, że mnie taki serial wciągnie i koniec, nie umiem się oderwać. Ale nie! W ten weekend, przy okazji oglądania 16 odcinków Sexify, serialu polecanego i omawianego przez redaktorów radia 357, również pod kątem pracy specjalisty od wsparcia przy scenach intymnych (nie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje, jak mogłam nie sprawdzić, jakie ma znaczenie zaangażowanie specjalisty) okazało się, że u mnie to zadaniowość. Długie zdanie, co nie? Generalnie chodzi o to, że usłyszałam, chciałam zobaczyć, co to za serial, że potrzebował specjalisty, spodobał mi się pierwszy odcinek, zaczęłam drugi, nie umiałam przerwać. 

A nie umiałam, bo serial miał odcinków 16. A ja miałam zadanie do wykonania. ZA-DA-NIE. Wiadomo, że spokoju nie będzie, dopóki całkiem nie będzie zrobione. No, i teraz kolejny raz, boleśnie, bo zaniedbałam weekend i czas z Leonem, przekonałam sie, że to-nie-dla-mnie. Nie mam ochoty czuć parcia na wykonanie zadania złożonego z 5 sezonów, a każdy po kilkanaście odcinków. Czuję się, jakby mi ktoś ukradł czas. Wyrwał, nie zapytał, zrabował. Okrutnie, bezwzględnie, bezlitośnie, po barbarzyńsku.

Jedyne co było zrobione, i tylko pewnie dlatego, że taki był plan, nagranie z wywiadu Leona-dziennikarza, z Matim-astronautą. I to akurat wyszło nam wszystkim świetnie. I mi, scenarzystce, i tacie Matiego, kierownikowi produkcji. Daliśmy sobie po statuetce i tym, oraz ostatnim odcinkiem serialu obejrzanym (hurra!) przed 11 rano zwieńczyłam weekend. 

Isy nie było, cały weekend była z koleżanką, u niej też spała. Wróciła z mocną grypą. 

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...