Monday 10 April 2023

Wielkanoc, a jakby nie Wielkanoc

Czego my nie planowaliśmy zrobić, albo może ile to nie chcieliśmy zrobić! Monopoly! Karty i "w tysiąca"! Zabawy! Może nie swawole.

A tu nic. Spokojnie, bo jakoś tak nikomu nic się nie chciało. No, może oprócz mojego szwagra, ale jemu zawsze się chce więcej, niż innym, to się nie liczy. Choć, w sumie, przyganiał kocioł garnkowi. Tylko, mnie się chciało wszystkiego mniej. Za dużo się dzieje, zdecydowanie, czekam aż mi się kalendarz wygumkuje i rozmyślam nad tym, czy mam prawo do nicnierobienia. Z jednej strony: nie potrafię przecież nic nie robić. Z drugiej: nie ma już miejsca na więcej, dajcie mi nic-nie-robić!

Wielkanocne rozkminki mnie naszły. Podsumowując jednak, myślę, że nie muszę przejmować się tym, czego ktoś chce. Jeśli potrzebuje jeździć, super, ja może też znów kiedyś będę chciała. I drugi dzień świąt, który spędziłam przy kawie, krzyżowce Zwierciadła (czy pisałam już, że planuję lecytynę, bo ani pamięci, ani myśli składnych?), powoli bardzo, dobrze mi zrobił. Iza z rodziną pojechała do domu, teścia urodziny, więc żeśmy się wodą nie lali, bo Darka-prowodyra nie było, dzieciaków małych nie było, cisza, spokój, slow-life. Taki, o którym od dawna myślę. Ale mi kiedyś ktoś powiedział, że ja się do slow-life nie nadaję, bo zaraz będę chciała faster-life. I czytam Niksen. Holenderska sztuka nierobienia niczego.Olgi Mecking, a tam stoi za Gretchen Rubin, że niektórzy mają dużą aktywność we krwi i lubią być nieustannie zajęci, trudno im zupełnie odpuścić. No przecież, o kim mowa!?!? Holendrzy mają z kolei przypadłość, która mocno przypadła mi do gustu-otwartość i toleracja. Mówią, że nie ma nic, o czym nie wolno lub nie powinno się mówić. Nazywają to bespreekbaarheid, czyli "mównością". "Świadomość, że można mówić, co się myśli, jest bardzo uwalniająca". Tyle czasu myślałam, że jestem dziwna, a ja po prostu mam holenderskie geny!

Innym dobrze zrobiła Wojna w karty, a jeszcze innym ciasta na stole i lemon curd ze słoika, przez Kasię robiony (kto wyżarł cały słoik? Isabelka)


Przed świętami jakoś tak dużo filmów na kanapie poszło. Nie mam pojęcia skąd się to wzięło. Oglądaliśmy z Leonem "Więźnia labiryntu", część pierwszą w jakiś weekend, część drugą gdzieś na Internecie. Mamo, a myślisz, że ja też bym tak porafił? Myślisz, że dałbym radę? A myślisz, że byłbym tam ważny? Muszę te książki przeczytać. 

Ja muszę na jakiegoś survivala się wybrać z Leonem. Kiedyś dopytywalam o noc w lesie, na hamaku. Ciekawe o ile zdrożało. I jak się będzie Leonowi podobać. 

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...