Monday 25 February 2013

Obiad Proszony

Lelon.
Już oficjalnie można podać, że dwa nowe słowa się pojawiły. iljo, czyli Isa; nie da się nie zauważyć kiedy wykrzykiwaniu iljo towarzyszy szarpanie Iss za bluzkę. Papaj, czyli ten banan, co to go nie byłam pewna. Poza tym daj pozostaje ulubionym słowem.
Wspina się na wszystko, z namaszczeniem, na stół z krzesła, przy okazji posiłków. Wychodzę z siebie.

Isabela...
...miło rozpoczęła mi tydzień. No i mam. Jemy obiad, jak zawsze schodzi jej godzinę. Ja z Lelonem dawno już skończyliśmy, ona męczy. Coś tam se mruczy do siebie po angielsku, więc jej mówię, po angielsku, że jak nie zacznie jeść, to to się źle skończy. Patrzy na mnie badawczo po to tylko, żeby mi rzucić w twarz, tonem rozwydrzonej angielskiej dziewczynki "You are Polish". Czyt: nie mów do mnie po angielsku. Rzucam jej w twarz tonem, ledwo trzymającym nerwy na wodzy, matki " You are Polish too, whether you want it or not". "No I'm English"
Nic dodać nic ująć.



Byliśmy wczoraj na proszonym obiedzie. Nie muszę tłumaczyć, że spotkania w gronie znajomych są
mile widziane i bardzo wskazane. Zwłaszcza takie, z których nie chce się w ogóle wychodzić. I takie, na których  jest Pavlova. 
Ubieramy się, Iss płacze, bo ona nie ma nic eleganckiego. Dostaje więc sukienkę od Babci Uli. Chodzi wystrojona, nagle pyta
 "A my się już zawsze będziemy mod...ić?"
"Ale modlić do Pana Boga, czy modnić stroić w sukienki?"
 "Do Pana Boga"
"Chyba zawsze"
"Ale to jest takie nudzące."

Ubieramy Lelonka. "Daj mamo, zapne guziki, bo ja jestem ekspert od zapiącienia" Ekspert.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...