Nie pomaga.
Się staram, nie włóczę się, w domu siedzę, nie pomaga.
Może nie mam witamin.
Może nie powinnam w ogóle wychodzić, nigdzie popołudniu.
Po pierwsze nie potrafię, po drugie Isabelka nie bardzo chcę.
Po trzecie, jak tu odpoczywać z Leonem, który sie po domu kręci do 21.30.
Np dziś, zgłosiliśmy się na Streatham do wujostwa Matrasów, do Zaczarowanego Ogrodu, z którego wychodziło się jak z innego całkiem światu. Kaskady, bajorka z rzęsą, stara studnia ze streathamowego spa sprzed 400 lat a także wycieczka edukacyjna dla dzieci z demonstracją i degustacją soku jabłkowego wyciśniętego prosto z jabłka, z grillowaną dynią, wielkimi psami i jabłkiem serwowanym przez ogrodnika z papierochem. No i ciotka Gatjusza jak zawsze wprowadzała angielskie lovely klimaty.
A potem kafka i straszna ulewa. Ale przygoda, dobrze, że udało nam się skryć na czas.
Ale przygodowy dzień.
No i Onek zasnął na pół godziny około 16 i do 22.30 nam towarzyszył.
I dlatego także dopiero teraz uciekam spać.
Monday 21 October 2013
Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu
Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...
-
Przeżyłam kolejne wielkie wydarzenie w życiu moich dzieci, przede wszystkim syna, ale też i moim, bo na przygotowanie miałam troszkę ponad t...
-
Zapomniałam, jakżeż mogłam była. Jakżeż. Zapomniałam, że miał miejsce szkolny bal Wszystkich Świętych. Dla tych, którzy nie chcą i nie lubi...
-
Urodziny Leonka zbiegły się w czasie z uroczystością ślubowania i pasowania na uczennicę Isabeli. Przygotowania do ślubowania zaczęły się j...