We środę biedny Leonek włóczył się ze mną porannie po mieście, bo musiałam jeszcze ostatnie drobiazgi świąteczne dopracować. Wróciłam, zjadłam lunch, Anżela kupiła świąteczne sweterki na piątek, bo Iss do szkoły powinna była założyć i już musiałam biec do szkoły opowiadać o polskich zwyczajach świątecznych i częstować piernikami.
Całkiem było przyjemnie.
Zaraz potem Iss była kotem w Jasełkach i o dziwo nie była tak jak jeszcze w zeszłym roku, nieśmiała.
A tu jeszcze pan paczkę przyjedzie odebrać.
Wszytko jednak poszło gładko, a jeszcze Gatti z nami posiedziała, pięknie.
I bal choinkowy już tuż, tuż. I każde dziecko podekscytowane.
My tylko jeszcze musimy wszytko podopinać, kanapki zrobić i będzie.
A potem się będę zastanawiała, czemu mam takie zmęczone dzieci.