Friday 26 December 2014

O Śwętach u babci i dziadka

Najpierw był przyjazd z Krakowa do babci i pół dnia w piżamach, a potem już poleciało.
Mało zimowo, za to dosyć świątecznie, bo przygotowania już od poniedzałku.
Wyjątkowo czułam się niepotrzebna, bo, choć proponowałam nieraz, by babcia zabrała dzieci do koleżanki na plotki, to się uparła, że nikt tak dobrze nie zrobi jak ona dwóch rodzajów karkówek, schabu w ziołach, schabu ze śliwką i pasztetu, i absolutnie ona nigdzie nie idzie.
Zdegradowano mnie do roli opiekunki dziecięcej i tak się snułam z miejsca na miejsce.

Choinkę zwykle ubieramy w wigilijny poranek, odkąd pamiętam. Zaraz potem ustawia się stół, stroiki a potem już się tylko czeka.
Wyjątkowo w tym roku babcia zarządziła postawienie choinki dzień przed. Dziadek wieczorem w towarzystwie Leona te choinkę oprawiał. Pół dnia nam zeszło na dekorowaniu choinko do samego sufitu.


A wieczorem Kania kończyła dekoracje około drzwiowe.
Pierniczki nawet nie wiem kiedy dziewczyny piekły i ozdabiały. A przecież to robiły.


Dużo się działo. A tu ciocia Iza jeszcze w  Warszawie, bo wolnego na Wigilię nie dostała.
  To nam się Wigilia przesunęła na późny wieczór. Dzieci zmęczone, ale nie na tyle, żeby nie mieć siły rozrywać szaleńczo papierów na prezentach.
Każdy obdarowany dostał mały woreczek z różnymi kształtami, a prezenty miały takie same naklejki.
Zgaduj zgadula, czyj który prezent.


Święta arcy leniwie, rzecz jasna wspólnie, śniadanie przy zastawionym stole, potem kawa z ciastem, potem wspólny obiad. Trochę późnych spacerów, acz nie za długo, bo śniegu nie ma, a po zimnie nikomu nie chce się chodzić.

Kwiecień na niczym prawie

Nic się nie dzieje. To znaczy nie, dzieje się zawsze. Co u ciebie darling? No, nie wiem, jak ci opowiedzieć w jednym zdaniu wszystko co się ...