Thursday 21 May 2015

Wychowywanie

Żałuję czasami, naprawdę żałuję, że staram się być taką rozumiejącą matką, która zapyta, wysłucha, zrozumie, weźmie hektolitry cierpliwości niewiadomo skąd.
Bo gdybym darła ryja, waliła kablem od żelazka przez plecy, to może by się mnie bali. Może wykonano by polecenie od razu. Ze strachu, że się dostanie pasem, że się będzie stało w kącie pół godziny.
Nie musiałabym wtedy u szabrowników cierpliwości szukać. Na czarnym rynku.
Bo ostatnimi czasy towar to deficytowy. Szybko się zużywa i nagle go mało.
Ale nie. Mnie się zachciało rozumieć.
Rozumieć, że ten mały człowiek, to człowiek. Może wygląda inaczej niż ja, ale tak samo ma mało czasami cierpliwości. Tak samo musi się czasem wydrzeć. Tak samo czasami wstanie lewą nogą i żadna bluzka mu nie będzie pasować. Tak samo czasami będzie zmęczone i nie będzie mu się chciało z matką po sklepach chodzić. Albo nie lubi sera tak jak ja wątróbki. Tak samo czasami może kogoś nie lubić i tak samo może czuć się zranione i obrażone, i będzie potrzebowało czasu na odtajenie i zrozumienie tych uczuć.
Bo ja mam trochę lepiej niż ten człowiek. Ja umiem to wszystko nazwać. I jak już to ponazywam, to jestem w połowie drogi do uspokojenia. A ten człowiek nie wie dlaczego mamo ja taka jestem, ja bym chciała być taka kochana i dobra, ale ja nie umiem, ja nie wiem jak to zrobić, żeby się tak nie złościć.
Wczoraj tak chciałam nie być taką dobrą, bardzo chciałam móc bez wyrzutów sumienia, nie werbalnie, ustawić do pionu mojego syna, który razem z sąsiadką kopie rowki dla pojazdów pod oknem, w komunalnej trawie, która tak naprawdę należy do Pani Blokowej, a upomniany zerwał się do lotu, przy akompaniamencie ciocia nas goooooniiiii.
Zaraz dostanę list od Blokowej. Zabrania się wychodzenia na trawę. Całkowicie.
Postawiłam w kącie, wydarłam się a i tak nie pomogło.

Wekend mieliśmy niezwykle szalony.
W sobotnie popołudnie Żaneta zaprosiła na grilla, który się przeciągnął do godzin późno wieczornych, prawie nocnych bym rzekła. Dzieci poszły spać bardzo późno.
A w niedzielę rano basen, popołudniu przyjęcie urodzinowe u koleżanki i dzieci w łóżku już o 19.30 śpią. Czasami się przydaję taki wycisk i trochę czasu dla mnie wieczorem.

Na zakończenie niepedagogocznie przekupiłam Leona, żeby pojechał na wycieczkę na farmę. Obiecałam jakąś miłą zabawkę, bo już czas uciekał a on niezywkle nieszczęśliwy.
Od przyjazdu nie przestaje o farmie opowiadać.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...