Friday 29 May 2015

Ferie majowe

Wąchałem twoją nosę. No, i była pachnięta powiedział do mnie Leonek leżąc już w łóżku.
Gdyby jeszcze nie było to oczywiste, uprzejmie donoszę, iż Leon ma obsesję na punkcie zapachów.
Znalazł pod blokiem figurkę hinduskiego bożka. Zainteresowała go, pochylił się. Przeraziłam się, że będzie może sprawdzał, czy da się jeść. Mamo, ja tylko pomąchałem.
Isabela miała urodziny, razem otwierali prezenty urodzinowe. To od Filipa i jego mamy Eweliny  wywąchał Leon i podał Isie. Rzeczywiście, pachniało jak mieszkanie Eweliny.

Ferie. Tak.
Podobno miałam w planach wszystko na spokojnie.
Otóż nie.
Ale jak sądzę nikogo to nie dziwi.
W niedzielę rano pojechaliśmy z Maćkiem do parku z piaskownicą, aż do popołudnia siedzieliśmy. Pięknie, jak na plaży, tylko się jakaś angielska matka na Leona wydarła, że jest bardzo niegrzeczny, bo wziął sobie łopatkę. Z drugiego końca wielkiej piaskownicy przyleciała. Chyba na swojej miotle. Nawet nie wiem, kiedy Leon za te zabawki się złapał, bo dopiero co przyszliśmy i dopiero się zaczęłam rozkładać. Nie przejął się całe szczęście zbytnio. A ja też kłótni nie wszczynałam, bo czasami lepiej klasę zachować i nie zniżać się do poziomu.
Następnego dnia mieliśmy nawet ciepło. Jak na tegoroczny maj. Poszliśmy więc do innego parku, gdzie i Maciek był, i Gatti z Hanką, i Basia z Emilką i inne dzieci, które poznaliśmy przy różnych okazjach.  Włóczenie się po parkach to bardzo przyjemny sport.
Zawsze jednak przychodzi czas na powrót do domu. Zgarnęliśmy z tego parku Emilkę, bo na noc się do nas zapowiedziała.
Nauczona doświadczeniem, tym razem się przygotowałam. I przekąski o północy były gotowe, i harmonogram ustalony. O 23 zgasiłam światło, powiedziałam dobranoc, a odpowiedzi nie usłyszałam.


W związku z tym, że następnego dnia pogoda fanastyczna była i słońce świeciło i grzało przyjemnie, zwaliło się towarzystwo do naszego ogrodu, gdzie, poraz kolejny nadmienię, nawet nie rozrabiało zbyt głośno.
Emilkowa mama przyniosła dwie wielkie pizze, Maćkowa tureckie ślimaki ze szpinakiem, lody były i bieganie bez końca po trawie.
W środę znów piękne słońce. Jak to przy wolnym, nigdzie się nie spieszyłam, ale zadzwonił do mnie znajomy i zapytał, czy ja nie mam chęci zabrać dzieci do bawialni, na wielką zjeżdżalnię i wspinanie się w tunelach. Popołudniu, na spokojnie umówiliśmy sie znów w parku. Antosia i Zosia też były. I ich mama, i całę szczęście, bo inaczej nie miogłabym ich zostawić, żeby się na solarium wymknąć. Boć impreza niedługo, a u mnie bladoróżowa sukienka, co w połączeniu ze śnieżnobiałymi nogami, nie będzie dobrze wyglądać.Zwiało mnie, rozgrzało na sztucznym słońcu, zawiało prawdziwym wiatrem, w prawdziwym parku.
I niedobrze, bo następnego dnia mieliśmy znów gości, którzy sami przynieśli lunch i desery, więc mogłam sobie troszkę rano się nad sobą poużalać i nie uwijać się w kuchni.
Kurczę co było wczoraj?  Ach, wczoraj rano miałam na solarium lecieć, ale poleciałam do teściowej, bo nie było nikogo w domu, kto mógłby jej śniadanie i leki podać. Całe szczęście, że Gatti na pół godziny na kawę przyszła. To zostawiłam dziatwę z nią, duszkiem dopiłam ponad pół mojej kawy (bo zadzwonili do mnie, jak się z Gatjuszą i Hanką rosiadaliśy na dywanie), zadzwoniłam do Anżeli, że jak wróci, to bardzo proszę, żeby podmieniła Gatti, bo Hanka marudna i jej pora spania, poleciałam do teściowej. Potem po akcesoria na sobotnie wyjście, potem na solarium, potem po ziemniaki, do domu, zrobiłam obiad. Zjedzone i do Emilki na popołudniową herbatkę.
W logistyce mogłabym pracować.
A, że u Emilki zaczął sie film, to sie skończył w domu. Isabela o 22.00 poszła spać.

Na zakończenie dodam, że zamykam dom na tydzień i nie przyjmuję gości.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...