Monday 12 October 2015

4 urodziny Leonka - "Tomek i przyjaciele"

Kurcze, przygotowania pełną parą. Nie śpię po nocach, ma być super.
Oczywiście, że śpię, rozplanowałam sobie wszystko i rozłożyłam w czasie, acz parę rzeczy musiałam zostawić na ostatnią chwilę. Na ten przykład, jak mam przymocować Tomka, żeby się nie przewrócił.
Malowaliśmy tego Tomka kilka dni. Takoż i pudełka do gry Rzuć sobie węglem.
 

Koniec końców wszystko poszło dobrze.
Jeszcze w sobotę, kończyłam pakowanie party bags, bo parę dzieci mi doszło, jeszcze parę pociągnięcć pędzla i ustawienie stołu i mogłam iść spać o przyzwoitej porze, jak nigdy.



A musiałam, bo pech chciał, że właśnie w niedzielę miał miejsce pchli targ, na który musiałam iść, bo trzeba mi było spodni dla Leona, których kupiłam 7 par, każda po 50 pensów. Para nowych spodni kosztuje minimum 6 funtów, więc chyba nie muszę się rozwodzić nad zasadnością wyprawy na pchli targ? Mogłabym jeszcze dodać, że to z troski o środowisko, żeby nie wyrzucać sterty zużytych, za małych ubrać na wysypisko, że to z troski o zdrowie moich dzieci, bo sprane ubrania nie mają tylu chemikalii z barwników. Ale kogo ja tu będę oszukiwać. Tak naprawdę w tym wszystkim chodzi o oszczędzanie.
Więc popędziłam na targ, wróciłam z tobołkami z wywieszonym językiem. Małżonka zastałam rzucającego się w naszej lilipuciej kuchni od gara do gara, bo cztery rodzaje curry gotował dla gości. Rzuciłam wszystko, przyjęłam pana z zamkiem dmuchanym,



 popędziłam do spożywczaka po bagietki i krewetki dla rodzinnej wegetarianki. Małżonek nadal kręcił się po kuchni.
Wróciłam. Isabela rozłożyła z Leonkiem wszystkie ciastka i chrupki, przygotowała się, pomogła Leonkowi. Małżonek kończył gotować ostatnie krewetkowe curry.
Uff.
Szaleństwo.
Ustawiłam Tomka do zdjęć.



 Przygotowałam biuro Grubego Zawiadowcy Stacji, które się co jakiś czas rozpadało



narzuciłam bardziej imprezowe wdzianko. I już mieliśmy gości.

Pierwsza tura to przedszkolacy, którzy tutejszym zwyczajem przychodzą na dwugodzinną zabawę, więc około 14 już część zaczęła się rozglądać za okryciem wierzchnim. Jakież było moje rozczarowanie, choć właściwie powinnam była być przygotowana, gdy nagle wszyscy sobie poszli.
I wtedy zaczyna się organizator zastanawiać, czy naprawdę trzeba było na dwie godziny miesiąca przygotowań.
Na stole leżały tory, oraz stał Tomek z wagonami, w których leżały bale i węgiel. Zadbałam też o zapasowe koła , w razie gdyby. Kupiłam tomkowe ozdoby na babeczki.
Mój przyjaciel internet pozwolił mi znaleźć ozdoby, które mogłam ZA DARMO ściągnąć, a następnie wydrukować.




Część gości zupełnie olała zamek dmuchany i skupiła się na torach i robieniu niewielkiego bałaganu.
Potem jeszcze tort, z którego Leon nie chciał dmuchać świeczek, bo się wstydził wszyskich dzieci i ich mam.

I goście sobie poszli.
Zaraz potem przyjechała rodzina.  Leonowi łatwiej przyszło dmuchanie świeczek ze sklepowego tortu.
Wszyscy padliśmy około 20 i ledwo wstaliśmy następnego dnia.
Dochodziłam do siebie przez cały dzień. Ale jak zwykle było warto.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...