Monday 16 May 2016

Profesjonalny wekend

Weekend miałam szaleńczy. Zupełnie nie w moim stylu.
Szkołę zakładamy polską sobotnią. Można to zrobic w sposób prosty, można też sobie szukać kłód. Szukanie tych kłód pod nogami  nie wydaje sie takie nieuzasadnione, choćby z tego powodu, że odpowiedzialność to wielka, piniondze z tego żadne, pracy masa. Może lepiej więc na początku trudniej, żeby później łatwiej.
Kolega z nami to wszystko robi. Jeden problem z kolegą jest taki, że tłumaczę mu, nie wiem ile już razy i opowiadam jak się momentami czuję, z powodu jego różnych zachowań, ale do kolegi nie dociera. Mamy nadzieję, że kiedyś dojdzie. Kolega ma pamięć krótką, bo nie pamięta rzeczy, które mu pokazuję, czy proponuję, by przedstawić je potem jako swoje. Denerwujące, wiem. Opowiadam, że nie lubię i jak się czuję w takich sytuacjach, ale nie dociera. Powoli zaczynamy tracić cierpliwość. A tu trzeba się skupić. Bo czasu mało.
Kolega też nie ufa moim zdolnościom, nie wierzy (zapewne, że czytam po angielsku ze zrozumieniem oraz, że zrozumienie dokumentów prawnych napisanych dla laików nie stanowi dla mnie problemu. Tak, wiem, tłumaczę, nie dociera. Zapewne dlatego, że kolega lubi, że to on znalazł, wymyślił, zaproponował.). Zabrał nas więc na konferencję dla ludzi, którzy chcą szkoły polskie otwierać. Poranna, sobotnia, od 8.30.
Pozwolę sobie w tym miejscu pochwalić się, że kwestie  przez panią prawnik poruszane znałam, acz cenię sobie nowe wiadomości dotyczące kwestii, o których jeszcze nie czytałam.
Tak czy inaczej, wyjazd uważam za udany i potrzebny. Inaczej moja współtowarzyszka, która powiedziała, że ona sobie pójdzie doświadczenia chemiczne czynić. Kasia, mama Emilki takie ma zamiłowania.
Przyjechałam do domu późno, bo warszaty trwały sześć godzin, jakoś do mnie wcześniej nie dotarło, że tak długo.
Wchodzę do domu przed przyjazdem.
 A tam..
Jakby mnie nie było przez rok przynajmniej, a nie przez całe przedpołudnie. A zabrał ich tatuś do parku, do resteuracji innej niż wszystkie, zajęcia mieli, nikt sie nie nudził. No, to nie wiem, jak to się stało, że jedno przez drugie, mamo, mamo, mamo, mamo, mamo mamo. O każdą jedną pierdołe, naraz jednocześnie mnie potrzebowali. Jak to tak, na jedno przedpołudnie wyszłam.

A wieczorem Żaneta zaprosiła na urodzinowy wieczór, który przeciągnął się do późnych godzin nocnych.
I tak mnie zastała niedziela i nicnierobienie.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...