Sunday 5 June 2016

Ferie w pigułce

Otóż tak, zaczęły się ferie, ostatnie w tym roku szkolnym.Następne będą już wakacje.
Zanim jednak dane nam było nicnierobienie, pozostała jeszcze jedna lekcja polskiego. A po niej już laba. Od razu zresztą, bo cała watahą, w ósemkę przyszliśmy do nas do domu i siedzieliśmy do późnego wieczora.
Katie, kuzynka moich dzieci przyjechała na trzy dni, więc się działo. Urządzili w parku wyścigi na rowerach i hulajnogach, i Leon był najszybszy na swojej hulajnodze, szybszy nawet niż jego starszy kolega na rowerze.
Isa mi się natomiast pod wpływem starszej Katie zmieniła, zrobiła się nagle ważna, że nie z każdym się bawi, nie z każdym rozmawia i nie lubi fauny robaczanej.
 Na wszelkie sposoby próbowałam urozmaicić nasz rodzinny weekend, żeby siostrzenica po powrocie mogła powiedzieć, że było tak super, że hej. Nie, żeby chciała wrócić, ale żeby nie było, że się nie zajmowałąm :) Babeczki zrobione, zeżarte prawie od razu. Masa solna na broszki rozdrobniona do granic możliwości, broszek nie ma, a w planach kuzynki robienie mikstur. O, nie!
 Ale! Całościowy  rezultat pobytu obcego dziecka w domu moim okazał się być całkiem pozytywny. Okazało się, że mama jej taka zadowolona, że się dziecko pyta, czy może, że samo nie grzebie po lodówkach, że się ostatnim dzieli i generalnie nie panoszy. Gdybyż ona wiedziała, ile mnie to pracy, nad tym nie moim dzieckiem kosztowało...
 Od wtorku jednakże jesteśmy już sami. Poszliśmy do kina, żeby tradycji stało sie zadość, a poza tym Wściekłe Ptaki grali, a ja widziałam zajawki i mnie te zajawki bardzo zainteresowały. Zdecydowałam więc, że pójdziemy. Siadłam w fotelu, z Leonem jak zwykle na kolanach, siedzę, oglądam i co za bzdura, sobie myślę. Kolejny film, który oglądam, bo dzieciom będzie fajnie. Czekam na rozpoczęcie akcji, czekam i znów sobie myślę, kurczę, po co żem ja tu przyszła. Aż tu nagle, przyjechały w filmie świnie i akcja się zaczeła.
Są w tym filmie i świnie, które są jak te z codzienności, co się ludziom miano takie nadaje, świńskie w swym zachowaniu. Są i wątki miłosne, jest i pani z ukrytym i nadal w trakcie opanowywania problemem z agresją, jest i pantomima, komedia, tragedia, dramat i romans. Jest i prawdziwy bohater, który wyrzutkiem społeczeństwa przez czas długi był.
Siedzę więc nadal w fotelu, końcowa scena się zbliża i czuję, jak łza mi po poliku spływa. Dyskretnie więc rozglądam się (kto mnie zna, wie jaka ze mnie dyskrecja) wokół, sprawdzam, czy mnie kto nie obserwuje i natrafiam na dyskretny rzut okiem pani obok, która chowa się przed światem, żeby ten świat nie zobaczył, że na rysunkowym filmie dla dzieci łzę z polika ociera. Wymieniłyśmy tylko porozumiewawczy uśmiech, zaśmiałyśmy się lekko, pociągnęłyśmy nosem. Napisy końcowe.

Dzień dziecka nam przypadł w ferie. Niestety dzień deszczowy był, zimny i niemiły. Cały dzień nie zrobiliśmy nic. Tata w domu był, ale komu chciałoby się moknąć. Ale, kiedy w końcu wieczorem, zdecydowalismy sie wyjść z domu, trochę się ociepliło i deszcz przestał padać. A potrzeba była, bo na 19.00 wybieraliśmy sie na lody w wielkich pucharach. Po tychlodach Leon do 22 spać nie mógł, ale Dzień Dziecka raz w roku jest, a i ferie nas trochu rozluźniły też.

Reszta tygodnia upłynęła pod znakiem spotkań z przyjaciółmi, dalszych lub bliższych wypadów, do kolegi, do sklepu po wymarzone spodnie, do Basi i Emili, gdzie prace ręczne i robienie muffinków z filcu odchodziło,


 do muzeum, gdzie chłopaki pociągami sie bawili i inne ciekawe aspekty ich nie interesowały a Isa z Anielą bawiły się w przebieranie, a w domu poraz kolejny byliśmy bardzo późno.

Weekendowo z kolei, udało mi sie przepędzić towarzystwo po deptaku, z myślą o popołudniowym spotkaniu towarzystwa od imprez dla dzieci i nie tylko. Trafiliśmy na tańce bułgarskie, które tak Isabelę zainteresowały, że zażądała filmów na youtube. Nie udało mi się jednak przekonać jej do tańców polskich. Może dlatego, że nie widziała ich na żywo?

Pracę domową zostawiłyśmy sobie z Isabelą na sam koniec ferii, bo ani jej, ani mnie sie nie chciało niczego w czasie ferii robić. Pomysł to nie był najlepszy, bo przyszło nam recenzję z książki o robakach pisać, ale w końcu się udało.
Że nie najleszy to był pomysł wiem, bo wieczorem leżąc w łożku zaczęło mi dziecko rozpaczać, że cały tydzień miała, a na sam koniec zostawiła. Że nic się nie przygotowała do zajęć. Cały tydzień miałam, a ja nic nie zrobiłam, tylko na niedzielę zostawiłam, cały tydzień nic nie robiłam, książek nie czytałam.
 Ja jej tego nie powiedziałam. Znów musiałam sie produkować i tłumaczyć, ze dziecko mam zdolne, że matematyki się uczyło, że przecież plakat ma o motylach, wypracowanie napisane przez nią, niczego jej nie dyktowałam, to czego jeszcze chce?
Ale jak się toto uprze, to nie przegadasz.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...