Thursday 16 June 2016

Konie, tort i niespodzianka

Przepraszam musiałam. Są panie od blogów modowych, lansują się, dzióbki robią, mogę i ja. Wiem, że to nie o mnie, ale ja, tych onych, o których to jest, nie obserwuję ostatnimi czasy. Powierzyłam ich telewizorowi na wychowanie. Tymczasowo, no, tymczasowo.
Sama się snuję i udaję, że coś robię.  Szkołę zakładam, festyn kolejny się szykuje, roli macochy się musze uczyć, urodziny niedługo będę miała, angielska rodzina pyta czy i kiedy, i dlaczego nie obchodzę z hukiem.
Także się lansuję. Koniec końców, trochę tej błękitnej krwi we mnie płynie. Dla zainteresowanych, dowiem się wkrótce, nigdy nie pamiętam. Fascynator noszę i po raz kolejny czuję się damą.
Postawiłam, wygrałam, postawiłam, przegrałam, postawiłam na dwa konie, dwa wygrały. Takie wiecie, two way. Też nie wiedziałam. W ogóle, w zeszłym roku, czarna magia to była dla mnie, ale mnie Mąż wyuczył. I mogłam teraz udawać, że wiem wszystko. Nikt nie musi wiedzieć, że stawiam na konia, który interesująco się nazywa, albo dżokej ma ładne ubranko, albo mi właśnie mignął w ekranie. Two way oznacza, że stawia się na dwa konie. Taką samą sumę, czyli jeśli stawiam 10 funtów, to 5 na jednego, 5 na drugiego. Wygrywam, jeśli jeden tych koni przybiegnie pierwszy, lub w pierwszej trójce. Wygrana jest mniejsza, niż gdybym postawiła całość na jednego konia. No i, ten, co mi mignął przybiegł trzeci, a ten co miał ładną nazwę, przybiegł pierwszy. I wygrałam.

 

I nie jest to bynajmiej jeszcze koniec tego tygodnia wydarzeń. 
Urodziny miałam. Szwagierka przeżyć nie mogła, że jakżesz to tak, nie wyjdę, nie pobawię się, nie zabawię się. Ale, moi Państwo, to też takie proste nie jest, ponieważ grono jest spore, towarzystwo mieszane, a próba integracji nie wychodzi. Sprawdziłam.
Mamy poza tym taką rodziną tradycję wspólnego obiadu po szkole. Takoż i zaplanowałam na czwartek. Mąż zawsze ma dzień wolny w dniu naszych urodzin, dzięki czemu mogę się choć raz w roku czuć jak księżniczka, która niczego nie musi robić Pech chciał, że Mąż musiał jednak tego dnia pracować. Plany więc musiałam zmienić. Kupiłam więc tort w niebyle jakiej kawiarni, wypiłam kawę z Gatti w pubokawiarni, zrobiłam mase innych rzeczy, wybrałam gotowca na obiad i o 17.05 otworzyłam drzwi, bo zadzwonił dzwonek. 
Hm. Towarzystwo uznało, że skoro ja się nie kwapię z zaproszeniem ich na imprezę, to impreza przyjdzie do mnie.



Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...