Sunday 16 October 2016

Jesienny misz-masz

Chcieliśmy zabrać Leonka na wycieczkę urodzinową w weekend.
Plan miałam i poraz kolejny przekonałam się, że plan planem, a rzeczywistość będzie zupełnie inna.
W sobotę chciałam jechać, ale wujek pojechał swą rodzinę odwiedzać, ciocię Izę zostawił, a tym samym, jedną więcej osobę do kasinego samochodu, a sam auto swe zabrał.
Już się miałam zła robić (jakbym nie mogła sama wsiąść i prowadzić dziadkowego sprzętu), ale Isa zrobiła się chora. Tak nam zwyczajnie ją zawiało z gorączką i ogólnym osłabieniem.
Do lekarza jej nie zabrałam, dobrze za granicami wyszkolona, kurowałam metodami domowymi.

Siedzieliśmy w domu, a pogoda była kiepściunia.
A kiepściunia sprzyja pracom manualnym.
I tak na przykład rozpoczęliśmy produkcję broszek, które mam nadzieję będziemy sprzedawać na andrzejkowym festynie w szkole.
Zaangażowaliśmy całą prawie całą rodzinę.



 Na załączonym obrazku, obowiązkowo kawa, coś do kawy oraz ciastka, które nasza ukochana Ciocia od Ciastek upiekła. Szczególnie przypadły mi do gustu te z masłem orzechowym.

Pomimo tego, że Isa się pochorowała, a do samochodu za dużo było pasażerów, w związku z czym nigdzie nie pojechaliśmy, nie odpuściliśmy Leonkowi dmuchania świeczek. Proszę bardzo oto tort. Tym razem wspólne dzieło dwóch cioć. Babcia coś tam się dopominała, że budyń robiła, albo że kręciła. Ale nie wiem. 


Isa to się nam pochorowała, bo zachciało nam się spacerów w piękne, słoneczne popołudnie, ale jesień zwodnicza być potrafi i dla kogoś, kto kurtki nie chce założyć, niemiła. Się człowiek przyzwyczaił, że jak słońce, to już ciepło (lub jeszcze ciepło) i otulać się nie trzeba. No i efekt w postaci weekendu w łóżku murowany. 



Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...