Sunday 2 October 2016

Przygody

Planowałam sprawy organizować. Obiecałam do urzędów się wybrać. Zrobiłam.
Powodzenia w polskich urzędach, słyszałam, gdy dzieliłam się ze światem informacją o planach.
Cierpliwości! pobożnie mi życzono.

Uzbrojona po zęby weszłam do budynku, ustawiłam się w kolejce.
Przyszło dwóch panów, stanęli pod drzwami. Po sali przeszedł szum, że oni tak bez kolejki!, uważać na nich, bo się wepchną.
Oj tam, oj tam. To powiem im, żeby wyszli.

Się nie wepchli. Poczekali na swoją kolej.
Weszłam ja. Podałam pani za biurkiem trzy papierki oraz listę prac, które wykonywałam za granicą, żeby mogła w systemie umieścić. Może należy mi się zasiłek, stwierdziła.
Niestety część moich papierów zawieruszyło się podczas przeprowadzki, a panowie z firmy nie poczuwają się do winy. Mam tylko spisane daty.
Ja to wezmę, pani za biurkiem powiedziała, oni do pani pewnie zadzwonią, żeby się pani stawiła w głównym urzędzie. Proszę jechać, nic się nie tłumaczyć, pokazać co pani ma. Oni resztę załatwią. Mają swoje dojścia.
Proszę, jak miło.

Ubezpieczyłam panią zdrowotnie. Córkę też, proszę przywieźć Pesel syna, dopiszemy go do ubezpieczenia w pokoju nr2.
Dwa dni później, pokój numer dwa. Miły, młody pan z szerokim uśmiechem na twarzy, ze zdjęciem synów bliźniaków na biurku. Obok inny młody pan. Dalej pani. Żarciki, żarciki, szast prast, jeden podpis, syn dopisany.
Tylko sprawy załatwiać.

W tym tygodniu zaprosiliśmy też kolegę Leona z przedszkola na całe popołudnie. Bawili się przednio, bez krzyków, przepychanek i kłótni.

I tak doszliśmy do weekendu, który nam słońca nie poskąpił i chęci do pracy przyszły.
A w domu i w ogrodzie pracy nigdy nie brakuje.
I tak. Stos gałęzi z obciętej na wiosnę czereśni leżał na podwórku. Zabrałyśmy się do sortowania. Co robicie, Leon zapytał, w ręku trzymając swą skrzynkę z narzędziami.
Dywany prałyśmy szczotkami ryżowymi. Co robicie, Leon zapytał, trzymając swą skrzynkę z narzędziami.
Isa zamknęła się w pokoju. Nie wiem czemu.
Zostawiła pod drzwiami kartkę do not come in. Czytam i nie wiem. Wchodzę do pokoju, nic się tam nie dzieje. Do tej pory się nie dowiedziałam, ale znalazłam dowód na frustrację dziecka.


Hm, chyba jednak dobrze, że wysłałam ją do pierwszej klasy, bo nie bardzo utrwalona jest wiedza nabyta w zeszłym roku.
W ferworze porządków i przygotowywania ogrodu do zimy udało nam się przyjrzeć przyrodzie.
I znaleźliśmy jajo drozda, a właściwie skorupkę po małym ptaszku.
Babcia mówi, że łaziły jakieś takie ptaszki po ogrodzie wiosną, ale żadna to dla niej nowość, że jej coś się po ogrodzie kręci.


A dziś wsadziłam na rower i przegoniłam przez wieś i jeszcze po połowie dwóch innych wsi.
Leon padł, jakby nie było, dwie godziny na hulajnodze robi swoje.
Popołudniowa sesja na placu zabaw mu nie podeszła, przesiedział na ławce, loda nie zjadł i zapytał czy może iść do domu.
A dzięki temu ja też mam dobry dzień.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...