Po kolei jak było opowiem.
Zadzwoniła Agata z Anglii, że będą w Polsce, bo przylatują na komunię bratanka i bardzo miło byłoby się spotkać.
Na początku nie bardzo wiedziałam jak to ogarnąć. Trzeba dojechać, trzeba się przespać, a co ja zrobię w śmierdzącym busie, a jak będzie nam niedobrze itd itp
Potem stwierdziłam, że czym tu się przejmować. Pojedziemy i już. W sobotę rano, spotkamy się popołudniu, a w niedzielę wrócimy do domu.
Była to upalna sobota, pełna wrażeń. Zatrzymaliśmy się u Nadzi.
Po pierwsze i najważniejsze poszliśmy na, powiedzmy, lunch do restauracji innej niż wszystkie, na zestaw dziecięcy z chicken nuggets i frytkami. Leon tak się objadł, bo nas Nadzia jeszcze przed wyjściem na miasto, na szybko poczęstowała bułeczkami z niespodzianką, że się ruszać nie mógł. Oczywiście się wkurzyłam. Ja to się muszę zastanowić nad moimi reakcjami i jak to wpływa na dzieci. Naprawdę.
Wkurzyłam się, bo mieliśmy jeszcze kupić dla Maćka prezent urodzinowy, bo właśnie były jego urodziny, a tu Leon nie chce nigdzie iść, bo mu z przejedzenia niedobrze.
Przeszło mu. Kupiliśmy prezent i wróciliśmy do Nadzi schować się przed żarem z nieba. Także dlatego, zę Agata godzinę spotkania przesunęła z 16 na 16.30 i mieliśmy prawie godzinę. A tyle w upale siedzieć nie będziemy.
Potem okazało się, że jeszcze pół godzinki później, tak to jest jak się jest w gościach na komunii, to czasami niełatwo wyjść. Koniec końców spotkanie nastąpiło w bawialni.
Super było się spotkać po prawie roku. Tak jakby normalnie wczoraj to było, kiedy widzieliśmy ostatnio. Bawialnia przestrzenna, więc mieli dużo miejsca do szaleństw.
Na kolację do restauracji, na pizzę, a potem jeszcze lody w pubo-kawiarni, bo o 21 już wszystkie lodziarnie były zamknięte.
Ach, jakżeż mogłabym zapomnieć, kolorowe fontanny na zamknięcie wieczoru. Całe ubrania przemoczone, a ja butów na zmianę nie mam. Padliśmy jak muchy ze zmęczenia. A obuwie nie wyschło.
Uratowała nas ciocia Kania, która nas zabrała do babcinego domu. Na bosaka.
Tak oto minęła nam sobota, inna niż wszystkie.