Wednesday 3 May 2017

Słońca nadal nie widać


W mojej karierze staruszki pamiętam tylko jeden Pierwszy Maja, kiedy padał śnieg. Było to jakieś 30 lat temu, a w telewizji, na jednym z dwóch dostępnych wtedy kanałów telewizyjnych, pokazywano transmisję z pochodu, jakże wtedy dla narodu, ważnego.
Potem to już chyba zawsze były ciepłe te Pierwsze Maje. Zwłaszcza, kiedy do zestawu "Świąt dla Polaka Ważnych" wprowadzono 3 maja, a razem z nim długi weekend majówkowy i gryla.
A tu proszę, niespodzianka. Zamiast ciepłej wiosny, ponura jesień, ciepłe płaszcze i szaliki. I co tu robić, jak ma się tyle czasu wolnego od szkoły. Na dodatek ciotka Iza została na cały tydzień i każe nam na spacery chodzić.
W sumie dobrze, bo dzięki niej, pochmurny dzień ułożył się w bardzo zadowalający zestaw przyjemności. Po pierwsze dała nam kredę do ręki i rysowaliśmy wzory i szlaczki. Iss nawet wymalowała dziewczę, zupełnie sobie z tego sprawy nie zdając, bo bazą do rysunków była kostka chodnikowa.
  
Po drugie, w czasie malowania minęła nas sąsiadka na rowerze, że "ona jedzie nad rzekę, bo wylała"
A rzeka wylała. Zazwyczaj wylewa zaraz po zimie, gdy topnieją śniegi. Teraz wylała na początku maja. Zdziwiłam się, a ze mną ponad połowa wsi okazało się, bo wszyscy wylegli, żeby sprawdzić jak ta rzeka wylała.
Ona wylała, ptactwo wyległo, trzy małe kaczuszki z mamuśką pływały.
Gdyby mnie, albo kiedy mnie zapytać, czym chciałabym być, zawsze wybieram ptaki. Jest coś niesamowitego w lataniu. Wolność??? Słuchanie też mnie relaksuje. Świeże powietrze to jest to, oglądanie przyrody to jest to, bycie w niej to jest to.
A tu się trafiają na spacerze wyrzucone z gniazda dwa nieopierzone bocianki i stwierdzenie, że bociany są okrutne. A nie są, po prostu wyrzucają z gniazda chore, nienaturalnie zachowujące się osobniki, które mogą stanowić zagrożenie. Wyczytałam, że bociany nie rozpoznają swoich młodych, ale ich prawidłowe zachowania.

Po trzecie, rozpadało się wiosennym deszczem po naszym spacerze i obiad jedliśmy przy akompaniamencie kropli. Wyjęliśmy Story Cubes i zaśmiewaliśmy się z głupkowatych tworów wyobraźni ciotki Izy. Fantastyczne popołudnie.

Wynalazłam też sobie przepis na ciastolinę domową, na blogu po polsku, więc bez konieczności szukania cream of tartar, u pani, która po 10 latach mieszkania w Krakowie z australijskim mężem i trójką dzieci, wyjeżdża do Australii, otwarta na wszystko i z myślą, że gdzież te jej dzieci nauczą się mówić jak native speaker, jak nie w kraju ojca. Bardzo sympatyczna ta pani, obyta w świecie, ale też o patriotycznych myślach, za Krakowem already tęskniąca, choć jeszcze kilka dni przed opuszczeniem go.O rety, lepiej było tej ciastoliny nie szukać. Wyrwałam dzieci, zabrałam możliwość nauki żywego języka. Dlaczego jestem taka nieodpowiedzialna.
Ale, czyż zdrowie matki nie najważniejsze? Na dzień dobry tvn matka, która zrezygnowała z pracy, żeby zostać z dziećmi w domu, opowiada, że czuję się spełniona, że do pracy nie mogła, bo tęskniła za dziećmi. Ale też, że nie można kazać innym matkom, żeby z zawodowego życia rezygnowały, jeśli nie czują się dobrze w piaskownicy, za to czują się dobrze z dziećmi po pracy. I są szczęśliwe. Bo dobra mama, to szczęśliwa mama. A ja szczęśliwszą jestem tu. To po pierwsze.
Po drugie, wyślę je na wakacje do UK. Powinno wystarczyć.

Przepis i blog, o którym mowa tu.

Niespodziewane refleksje zamulonego umysłu

Albo nowy telefon, albo aparat. Kiepskie zdjęcia robi ten mój sprzęt. Udałam się do KCK na spektakl Teatru Tańca. Dwie części były. Zobacz j...